sobota, 30 lipca 2016

Bernie się sprzedał czy został zastraszony?


Z opublikowanych maili DNC wynika, że sztabowcy Berniego Sandersa, w zamian za jego rezygnację z udziału w wyborach i poparcie Hillary Clinton, żądali... samolotu. G5 and lots of goodies. Playa! :) Ich negocjacje z Narodowym Komitetem Demokratów prawdopodobnie wyglądały tak:


No cóż, przedtem Bernie został zwyczajnie wydymany przez kierownictwo partii, które mogło go pozbawić nawet 190 delegatów za pomocą mniejszych i większych oszustw. Co ciekawe, niektórzy sugerują już nawet, że Bernie został pobity przez ludzi Clintonów, o czym miała świadczyć rana, na którą miał na twarzy w dniu konwencji. Bardziej prawdopodobne, że dostał od jednego ze swoich krewkich zwolenników lub zwolenniczek. Zabawne, że choć na konwencji omal nie doszło do zamieszek, to polskie media przedstawiały ją w sposób iście sielankowy....

Bardzo dużo mówi poniższy film: gostek udając zwolennika Hillary łaził po okolicach centrum konferencyjnego, w którym odbyła się konwencja demokratów. Reakcje zwolenników Sandersa były zazwczaj ostre (polecam od 0:49). Ci ludzie nienawidzą Hillary za to, że ich oszukała i nigdy na nią nie zagłosują. Partia Demokratyczna się praktycznie rozpada, bo zwykli ludzie zaczęli zauważać, że to mafijna machina.



O ile w 1992 r. Clintonowie działali w porozumieniu z powiązanym ze służbami miliarderem Rossem Perotem, by odebrać Bushowi Sr. głosy, o ile w 2000 r. Gore'owi głosy odbierał Nader, tak teraz wściekli wyborcy Sandersa zatopią Clintonową. Jeśli Trump miał odegrać taką rolę jak Perot, to ten projekt wyrwał się Clintonom spod kontroli.

***

A ja sobie pomyślałem jak fajnie byłoby być demokratą z Południa i jeść barbecue w stylu carolina w przydrożnym barze z Jimmym Carterem...

***

Swego czasu młody Wildstein sugerował, że trzeba, by USA przycisnęły Turcję, by nie zabijała Kurdów, bo kurdyjscy komuniści z Syrii staną się sojusznikami Moskwy (jakby wcześniej nimi nie byli...) a byłaby to geopolityczna katastrofa. No cóż, USA chyba posłuchały, bo wsparcie przez nich dla PKK i Gulena sprawiło, że Turcja zaczęła się dogadywać z Moskwą. I to większy geopolityczny wstrząs z racji choćby strategicznego położenia Turcji. Ale cóż, według takich prawoczłowieczych idealistów ważniejsze jest to, by turecka policja nie łamała praw człowieka, niż to by Turcja była w naszym obozie. Przypominają trochę tych pożytecznych idiotów, którzy chcieli, by Belgowie jak najszybciej wycofali się Konga, by Portugalczycy opuścili Angolę, Mozambik, Gwineę oraz Timor Wschodni oraz by biali w Rodezji jak najszybciej przekazali władzę Mugabe.



sobota, 23 lipca 2016

Kroniki Clintonów - Hillary królowa złodziei

Ilustracja muzyczna: Rage Against The Machine - Testify

Złośliwi mówią, że Putin musi być amerykańskim agentem - nieformalnie wspiera Donalda Trumpa zamiast Hillary Clinton, której rządy gwarantowałyby mu zniszczenie USA...



Coś w tym jest. Osobowość Hillary łączy w sobie bowiem straszliwą chciwość, brak jakichkolwiek skrupułów, bezduszność i mściwość z rażącą niekompetencją. Może się to skończyć dla niej klęską, ale może też skończyć się wielką katastrofą dla Ameryki i świata. Co bowiem można powiedzieć o kandydatce na prezydenta, która najpierw łamie przepisy dotyczące bezpieczeństwa przenosząc swoją oficjalną korespondencję mailową z Departamentu Stanu na prywatny serwer, by ukryć swoje machinacje a nie dba o zabezpieczenie tego serwera, tak by np. rosyjskie czy chińskie tajne służby nie wykradły jej tych maili? Może się okazać, że Hillary będzie kandydatką szantażowaną z Moskwy. Miała wszak bardzo dużo do ukrycia - szczególnie jeśli chodzi o Fundację Clintonów.



Przekręty Fundacji Clintonów opisał m.in. Jerome Corsi w swojej niedawno wydanej książce "Partners in crime". - Od 2001 r. Fundacja Clintona działa bez audytu, więc trudno o precyzyjne dane, ale nieprawidłowości z nią związane idą w setki milionów dolarów, w tym ponad 200 mln USD poszło na osobiste wzbogacenie Clintonów i cele polityczne - twierdzi Charles Ortel, inwestor z Wall Street, który przed kryzysem finansowym doszukał się nieprawidłowości w AIG. Ortel przez 15 miesięcy badał dokumenty Fundacji i odkrył m.in., że podawane przez nią sumy wpłat nie zgadzają się z tym, co deklarowali wpłacający. Jego zdaniem Fundacja rozkradła m.in. dużą część pieniędzy mających trafić do ofiar trzęsienia ziemi w Indiach. - Clintonowie uważają, że żadna katastrofa naturalna nie powinna się zmarnować - wyzłośliwia się Ortel.

Fundacja przyjmowała też datki od obcych rządów. I to w czasie, gdy Hillary Clinton była szefową amerykańskiej dyplomacji. Departament Stanu w latach 2010-2012 (a więc przez część rządów Hillary) zatwierdził warte 316 mld USD kontrakty sprzedaży broni dla 20 krajów, które wpłacały pieniądze na Fundację Clintona. Wśród tych dawców znalazły się m.in. Arabia Saudyjska, Kuwejt, ZEA, Algieria i Oman. I tak np. w 2011 r. Departament Stanu zatwierdził warty 29 mld USD kontrakt zawarty z Arabią Saudyjską przez konsorcjum, któremu przewodził Boeing. Arabia Saudyjska wpłaciła wcześniej na Fundację około 10 mln USD a Boeing na dwa miesiące przed finalizacją umowy 900 tys. USD. Na Fundację wpłacali nie tylko sojusznicy USA. I tak np. od 1 mln USD do 5 mln USD podarował Issam Fares, były libański wicepremier wspierający terrorystyczną organizację Hezbollah.



Wśród donatorów Fundacji możemy znaleźć również Ruch Hizmet szejka Fehtullaha Gulena. Sam Gulen wielokrotnie udzielał politycznego wsparcia Hillary.

Co najmniej 135 mln USD przekazał na Fundację Clintonów kanadyjski biznesmen Frank Giustra, właściciel spółki górniczej Uranium One. Bill Clinton poleciał z nim do Kazachstanu, na spotkanie z prezydentem Nursułtanem Nazarbajewem. Wkrótce potem kazachskie władze przyznały Uranium One lukratywne koncesje na wydobycie uranu. W latach 2009 - 2013 była ona stopniowo przejmowana przez rosyjski państwowy koncern Rosatom. Przejęcie te zostało zatwierdzone przez rząd USA, choć eksperci wskazywali, że w ten sposób Rosja wejdzie w ten sposób w posiadanie 20 proc. amerykańskich złóż uranu. W ciągu kilku miesięcy przed zatwierdzeniem transakcji przez Departament Stanu, akcjonariusze Uranium One wpłacili na Fundację Clintona łącznie 145 mln USD.

Wpływy w Departamencie Stanu były wykorzystywane przez Clintonów na wiele sposobów. W 2012 r. jeden z funduszów ich zięcia Marca Mezvinsky'ego wpadł w tarapaty, po tym jak za dużo zainwestował w grecki dług. Z emaili ujawnionych przez portal WikiLeaks wiadomo, że Sidney Blumenthal, konsultant z Fundacji Clintonów przekazywał mu wówczas poufne raporty Departamentu Stanu dotyczące stanowiska rządu niemieckiego w negocjacjach zadłużeniowych z Grecją. 



Z Fundacją wiąże się również skandal seksualny. Jednym z czołowych jej donatorów był Jeffery Epstein, miliarder skazany za pedofilię i organizowanie prostytucji nieletnich. Prywatny odrzutowiec Epsteina był znany jako "Lolita Express", gdyż często latały nim nieletnie dziewczęta (nawet 12-letnie) na należącą do Epsteina wyspę Little St. James, zwaną "Wyspą Orgii"(Tutaj macie fotoreportaż z rezydencji Epsteina. Przychodzi na myśl angielskie słowo "creepy" - to nie był po prostu gostek, którego kręciły gimbiary, to był naprawdę chory człowiek. W jego domu znajdował się np. dziecięcy fotel dentystyczny do zabaw.) . Na pokładzie "Lolita Express" znajdowało się łóżko wystarczająco szerokie, by uprawiać na nim grupowy seks. Tylko w latach 2001-2003 Bill Clinton przeleciał się tym samolotem 26 razy. Zabawa musiała mu zapaść w pamięć, gdyż nie odciął się od Epsteina, nawet gdy ten miliarder odsiadywał wyrok 18 miesięcy więzienia za pedofilię i stręczycielstwo. W 2010 r. Epstein był gościem na weselu Chelsea Clinton. Gościła tam też przyjaciółka Clintona, która według jednego z pozwów złożonych przeciwko Epsteinowi, załatwiała miliarderowi nieletnie panienki na orgie i robiła im nagie sesje zdjęciowe. To nie pierwsze takie dziwne związki Billa Clintona. Jego dawny ochroniarz Jerry Parks, zastrzelony w 1993 r., opowiadał, że towarzyszył Clintonowi na imprezach, na których panienki w wieku 14-16 lat był kokainowymi kelnerkami. Gubernator Arkansas zabierał je później do "pokoiku".



Blisko 20 lat temu "Washington Post" opisał śledztwo Departamentu Sprawiedliwości dotyczące dotacji wpłacanych na kampanię Clintona i Partii Demokratycznej przez biznesmenów powiązanych z chińskim rządem. Dotacje te miały służyć kupowaniu wpływów wśród amerykańskich oficjeli. Śledztwo ostatecznie nie potwierdziło tych zarzutów, ale część podejrzanych skazano za łamanie przepisów o finansowaniu kampanii wyborczej. Wśród skazanych był m.in. tajwański biznesmen John Huang, były pracownik indonezyjskiego Lippo Banku (należącego do Mohtara i Jamesa Riady, według raportu Senatu USA powiązanych z chińskimi służbami wywiadowczymi i wspierających Clintonów od lat 80-tych), organizator zbierania funduszów dla Partii Demokratycznej a w latach 1993-1996 zastępca podsekretarza handlu ds. międzynarodowych relacji ekonomicznych. Huang pracując w Departamencie Handlu decydował m.in. o tym jakie technologie mogą być eksportowane do Chin. Według raportu Kongresu USA z 1999 r. Huang pracując w Departamencie Handlu co najmniej dziewięciokrotnie spotykał się z pracownikami ambasady ChRL i prowadził rozmowy o nieznanej treści. Pieniądze na kampanię demokratów nielegalnie przekazywał też m.in. Wang Jun, syn byłego wiceprezydenta ChRL Wang Zhena i zarazem prezes chińskiej państwowej firmy zbrojeniowej Polytechnologies Corp. Jego spółka została przyłapana na przemycie 2 tys. karabinów AK-47 do USA. Za rządów Clintonów dochodziło do dużych transferów technologii z USA do Chin. Ułatwiło je to, że przeniesiono z Departamentu Stanu do Departamentu Handlu prawo do zatwierdzenia umów przewidujących transfer wrażliwych technologii. Lobbował za tym silnie koncern Loral, którego prezes przekazał na kampanię Clintona i demokratów 1,5 mln USD. Sekretarzem handlu w latach 1993-1996 był Ron Brown, polityk odpowiedzialny za kampanię wyborczą Clintona w 1992 r. Jak zeznała później w sądzie jego kochanka Nolanda Hill,Ron Brown nie chciał być kozłem ofiarnym Clintonów i zagrożony dochodzeniem korupcyjnym zamierzał zeznawać w sprawie Huanga. Wkrótce potem zginął w "katastrofie" samolotu w Bośni. Na jego głowie znalazła się rana, którą patologowie wstępnie uznali za postrzałową a w czaszce "ołowiana śnieżyca", czyli odłamki ołowiu po kuli. Sekcji zakazano przeprowadzić a zdjęcia z badania zaginęły. Kilka miesięcy później w siedzibie Departamentu Handlu znaleziono martwe, posiniaczone i częściowo nagie ciało jego wysokiej rangi urzędniczki (pracującej z Huangiem) Barbary Wise.



 Flashback: Krótka historia sabotażu lotniczego - cz. 12 : Ron Brown, 1996 rok


Od lat 90-tych krążą listy osób, które zginęły w dziwnych okolicznościach a miały lub mogły mieć wiedzę o kryminalnych działaniach Clintonów. Na niektórych z nich jest ponad 100 osób. Tutaj macie jedną z najbardziej pełnych i przejrzystych tego typu list. W wiele z opisanych na niej przypadków daje do myślenia. Nie powinny nas one jednak dziwić. Clintonowie są od lat 70-tych powiązani z tzw. Dixie Mafia a w latach 80-tych załapali się na Iran-Contra i narkotykowy skandal związany z lotniskiem Mena (o którym kiedyś szerzej napiszę). O ich przestępstwach można przeczytać m.in. w niedawno wydanej w Polsce trylogii Victora Thorna "Hillary i Bill Clintonowie. Seks. Narkotyki. Morderstwa." Po lekturze tych książek mogę śmiało powiedzieć, że Hillary Clinton to najbardziej skorumpowany i umoczony w przestępstwa kandydat na prezydenta USA. Pół biedy, gdyby była tylko kryminalistką. Większym problemem jest to, że nie sprawdzała się jako polityczny decydent.  Była fatalnym sekretarzem stanu. Rewolucja w Egipcie, źle przeprowadzone wojny w Libii i Syrii, zamach w Benghazi, reset z Rosją, który doprowadził do wojny na Ukrainie (a Hillary mówi o "możliwym nowym resecie") i de facto przyzwolenie na zamach smoleński (a przynajmniej na jego tuszowanie) - to tylko część jej dorobku. Hillary jako prezydent to gwarancja katastrofy na skalę globalną.

***
Gdy Clintonowie spotkali się ze stuletnim senatorem Stromem Thurmondem, powiedział on im na powitanie:
- Jesteście dwoma klocami...
- Słucham? - odparł Bill.

***

Za jakiś czas postaram się napisać coś więcej o sprawach obciążających Clintonów: m.in. o Mena i piekielnej masakrze w Waco. W międzyczasie jednak pojawią się nowe odcinki serii Euphoria oraz Hyperborea.

***
A tymczasem Donald Trump wypowiedział się na temat zamachu stanu w Turcji. Zgodnie z moją narracją:



"“Some people say that it was staged. I don’t think so, but I do give great credit to Erdoğan for turning it around. You know, the first hour, it seemed like it was over. Then all of a sudden, and the amazing thing is the one that won that was the people,” he also said.

Saying that the people weren’t in favor of what the military was doing, Trump noted it was “impressive” from the standpoint of the Justice and Development Party (AKP) government.

“They came out on the streets, and the army types didn’t want to drive over them like they did in Tiananmen Square when they sort of drived them over, and that was the end of that. People said, ‘I’m not going to drive over people.’ The people came out of their homes, and they were not in favor of what the military was doing. So that was quite impressive from the standpoint of [the] existing government,” he said."
***

Zachęcam do czytania mojej powieści "Vril. Pułkownik Dowbor". Do nabycia m.in. w Księgarni Prusa. 

wtorek, 19 lipca 2016

Turcja: Jak powstrzymano zamach Obamy

Amerykanie popełnili jeden poważny błąd (poza tym, że nie oglądali "One Punch Mana"): zapomnieli, że w Turcji nie rządzi już armia, tylko bezpieka. Narodowa Organizacja Wywiadowcza (MIT), na której czele stoi Hakan Fidan, bliski współpracownik Erdogana, spisała się znakomicie i na pewno miała swoją agenturę w kierownictwie wojskowego spisku. Zamach stanu przyspieszono, gdyż 1 sierpnia Erdogan miał dokonać zmian w kadrze dowódczej, które uniemożliwiłyby uruchomienie puczu.



Na godzinę przed rozpoczęciem puczu Erdogan został powiadomiony przez dowódcę I-szej Armii, że puczyści ruszyli. Dzięki tej informacji prezydent został ewakuowany z ośrodka wypoczynkowego w Marmaris zanim służący puczystom komandosi dokonali tam desantu ze śmigłowców. Żołnierze mający aresztować Erdogana nie wypełnili swojej misji, wycofali się po strzelaninie z lokalną policją i częścią funkcjonariuszy prezydenckiej służby ochrony. W tym starciu zginęło dwóch ochroniarzy Erdogana.
Biznesowy odrzutowiec, którym leciał Erdogan został namierzony na radarach przez dwa F-16 puczystów. 
Pilot tego samolotu rzekomo zmylił ich jednak mówiąc przez radio, że to lot Turkish Airlines.  (Możliwe też, że nie otrzymali autoryzacji do zestrzelenia.) Premier Binali Yildirim został też najprawdopodobniej w porę ostrzeżony i ewakuowany. Minister spraw wewnętrznych ocalał, gdyż nie pojawił się na spotkaniu z wojskowymi. Wielu generałów lojalnych wobec cywilnej władzy zostało wziętych do niewoli przez swoich najbliższych współpracowników.  Szef sztabu generalnego gen. Hulsi Akar, został wzięty na zakładnika. 
Śmigłowce zaatakowały kwaterę główną MIT i komendę główną policji. Jeden z doradców Erdogana ds. bezpieczeństwa narodowego został zabity przez puczystów strzałem w tył głowy. Pucz nie był żadną inscenizacją. Przeprowadzono go o wiele bardziej profesjonalnie niż to na pierwszy rzut oka wygląda.



To, że tureckie tajne służby były świadome tego, że Amerykanie przygotowują im wojskowy zamach stanu, siłą rzeczy musiało wpłynąć na to, że Turcja porozumiała się z Rosją. Będąc zagrożonym przez dwa mocarstwa, Erdogan zlikwidował jeden front godząc się ze słabszym. Winę za to ponosi w największym stopniu administracja Obamy, która powtórzyła swój błąd z Egiptu. (Niepotrzebnie obaliła swojego bliskiego sojusznika marszałka Hosniego Mubaraka, doprowadziła do chaosu, który z kolei wyniósł do władzy gen. al-Sisiego, który zacieśnił stosunki z Rosją.) Jak powiedział były oficer CIA Gary Bernsten: Obama stracił kontrolę nad Bliskim Wschodem. Co zrobi by ją odzyskać? Czy Amerykanie będą próbowali obalać Erdogana aż do skutku, tak jak to robili z Castro, by później się z nim porozumieć? Czy też może zmiękną i trochę z nim ponegocjują? Amerykański ambasador w Ankarze już mówi, że mogą rozmawiać na temat ekstradycji szejka Gulena. 

Dr. Targalski (Nya!) chyba ma nadzieję na pierwszy scenariusz, gdyż snuje taką wizję: ""Amerykanie będą musieli zainwestować w kogoś innego, Turcji grozi chaos, czyli wypada jako stabilny kraj NATO. Trzeba gdzie indziej mieć bazy, USA będzie musiało zainwestować w Kaukaz, w Gruzję i Azerbejdżan, zobaczymy, co będzie z Armenią, bo żaden ruch nie był możliwy ze względu na porozumienie z Turcją, która nie przyznawała się do ludobójstwa Ormian ". Być może dlatego w niedzielę doszło w Erewaniu do dziwnej próby mini zamachu stanu? Amerykanie nie będą jednak w stanie szybko przerzucić infrastruktury z Turcji do np. Gruzji. Robiąc to zawaliliby zaś do końca szanse na reset z Rosją, na który wciąż bardzo liczą. Wcześniej czy później będą musieli więc przeprosić się z Turcją. Erdogan właśnie im pokazał, że nie mogą bezkarnie wbijać sojusznikom nóż w plecy. A my mamy kolejną wskazówkę mówiącą, że kontynuacja polityki Obamy przez ewentualną administrację Hillary Clinton będzie katastrofą dla świata.

sobota, 16 lipca 2016

Zamach stanu w Turcji - z czym do One Punch Mana?! (UPDATE)

Ilustracja muzyczna: JAM Project - The Hero!! - One Punch Man opening





Wojskowi, którzy przeprowadzili nieudany zamach stanu w Turcji (tutaj macie fajne zdjęcia), popełnili jeden podstawowy błąd: zapomnieli, że mają do czynienia z One Punch Manem. Podobnie jak Saitama jest oficjalnie tylko bohaterem klasy B, a ma moc bohatera klasy S, tak Erdogan jest politykiem, który doskonale potrafi się uchylać od ciosów a później załatwiać wrogów jednym silnym uderzeniem. Teraz dokonał, czegoś, co wydawałoby się niemożliwe: po raz pierwszy w dziejach Republiki Tureckiej cywilna władza zdusiła wojskowy zamach stanu.  Erdogan zdołał szybko, za pomocą internetu, zmobilizować swoich zwolenników. Ponieważ blisko 15-letnie rządy AKP przyniosły Turcji szybki rozwój gospodarczy i awans społeczny milionów ludzi, reakcja Ludu była łatwa do przewidzenia. Tak jak zwykli Rosjanie w 1991 r. bronili Jelcyna, tak zwykli Turcy bronili Erdogana. Blokowali drogę czołgom, ale też zdarzało im się rozbrajać i bić żołnierzy a w jednym przypadku obezwładnili nawet załogę czołgu. Zaprocentowało również to, że Erdogan już na samym początku rządów zrobił czystkę w armii i wywiadzie wojskowym. Sprawa Ergenekon rozbiła tureckie Głębokie Państwo o wiele skuteczniej niż PiS to zrobił z WSI. W pucz zaangażowana była więc tylko część kadry dowódczej. Większość, w tym najwyższe dowództwo, było lojalne wobec Erdogana. Skończyło się więc tak jak musiało się skończyć: kapitulacją puczystów (tutaj film pokazujący jak kapitulowali puczyści na moście w Istambule).



Kto stał za próbą zamachu stanu? Aresztowano już ponad 1400 osób zaangażowanych w próbę obalenia władz. Zatrzymania dotknęły m.in. pułkowników, generałów i admirałów (tutaj moment zatrzymania jednego z admirałów). Eksperci wskazywali już od pewnego czasu, że pewne kręgi w armii są niezadowolone z coraz bardziej autorytarnej polityki Erdogana. Problem jednak w tym, że kręgi kemalistyczne zostały już dawno temu spacyfikowane w wyniku sprawy Ergenekon. Tureckie władze jako bezpośredniego organizatora puczu wskazują płka Muharrema Kose. Jest on alawitą, były szefem departamentu wsparcia prawnego sił zbrojnych i został w marcu wyrzucony z armii z powodu swoich związków z ruchem Hizmet  szejka Fethullaha Gulena. Gulen jest sufickim przywódcą religijnym, dawniej blisko związanym z Erdoganem i AKP. Pomógł im zdobyć władzę, ale gdy Erdogan zaostrzył kontrolę nad szkołami prowadzonymi przez Hizmet, między oboma sufimi doszło do wojny. Ludzie Gulena stali m.in. za aferą podsłuchową z 2013 r., podczas której próbowali obalić Erdogana ujawniając nagrania świadczące o jego korupcji. Gulen przebywa na emigracji w USA a jego ruch często jest łączony z CIA. Okazuje się też, że CIA i Departament Stanu "spodziewały się", że w Turcji ma wkrótce dojść do zamachu stanu. 

Amerykanie mają problem z Erdoganem, gdyż jest on politykiem zbyt niezależnym. Komplikuje administracji Obamy sytuację w Syrii i nie tylko tam. One Punch Man popsuł reset po zamachach w Paryżu zestrzeliwując rosyjski myśliwiec bombardujący (już za tą akcję należy mu się pomnik :), Rosja przez parę miesięcy odgrażała się mu jak pijany żul, ale ostatecznie zasiadła z nim do stołu rokowań i okazało się, że problemu nie było! :) (Erdogan przepraszając się z Putinem zawarł prawdopodobnie deal w wyniku którego Rosja zdradzi Kurdów.) Erdogan zabija kurdyjskich sojuszników USA w Syrii, ale jednocześnie handluje ropą i wspiera wojskowo irackich Kurdów grając tym samym, wbrew Departamentowi Stanu, na rozpad Iraku. Erdogan znów się kumpluje Netanjahu - innym nie lubianym przez Waszyngton sojusznikiem, którego próbują odstrzelić za pomocą spraw korupcyjnych i pieniędzy tłoczonych do NGOsów. Erdogan lawiruje też pomiędzy sojuszem z USA a partnerstwem z Chinami. Turcja odgrywa zaś ważną rolę w planach Nowego Jedwabnego Szlaku. To, że tuż po tym jak przeprosił się z Putinem doszło do zamachu na lotnisko w Stambule (dokonanego przez rosyjskojęcznych terrorystów z ISIS) było zapewne prowokacją przed zamachem stanu. CIA myślało, że Erdogan będzie nowym Diemem, Trujillo lub szachem Iranu. Erdogan znów okazał się jednak One Punch Manem.



Pamiętajmy też, że Erdogan NIE JEST SUNNITĄ. Jest SUFIM. Wyznawcą ezoterycznego islamu. To Wtajemniczony, podobny jak np. Marszałek Piłsudski. Warto o tym pamiętać zanim po raz kolejny potępimy go za wspieranie Państwa Islamskiego, zabijanie Kurdów i doprowadzanie liberałów do łez.

Flashback: Erdogan czyli Wtajemniczony


***

Zamach stanu w Turcji przyćmił sprawę zamachu w Nicei, czyli tego jak jeden Franko-Tunezyjczyk rozjechał 84 osoby na Promenadzie Anglików.  Eksperci znów chrzanią o "samotnym wilku powiązanym z Państwem Islamskim", choć pojawiają się poszlaki mówiące o tym, że miał wspólnika.  Co ciekawe, lubił wieprzowinę i alkohol a do meczetu nie chodził - tak przynajmniej utrzymuje jego kuzyn. No cóż, w pobliżu miejsca zamachów akurat kręcili sequel "50 twarzy Graya" 



Francuski rząd na pewno sprawę zatuszuje, tak jak zatuszował to, że w hali Bataclan terroryści obcinali zakładnikom jądra i wpychali je im do ust a także wyłupiali im oczy - co wynika z raportów medycznych. Ot, taki bliskowschodni zwyczaj.

***

UPDATE. Podtrzymuje to, że zamach stanu w Turcji to kolejny fuck-up w wykonaniu administracji Obamy. Turcja w reakcji na to zaczęła blokować wykorzystywaną przez Amerykanów bazę w Incirlik. Odcięła do niej nawet prąd. Amerykańscy żołnierze są de facto zakładnikami. Tak jak znajdujące się tam 50 taktycznych głowic jądrowych.

Nie przekonuje mnie teza o ustawionym zamachu. Argument mówiący, że szybko sporządzono listy proskrypcyjne jest błędny - wśród ponad 2800 zatrzymanych znaleźli się bowiem w ogromnej większości żołnierze biorący udział w próbie puczu. Argument mówiący, że "pucz był zbyt nieudolny" też można rozbić o kant d... - czy udany pucz w Portugalii w 1974 r. był przeprowadzony lepiej? Czy próba zamachu stanu przez OAS we Francji była superprofesjonalna? A strzały oddane w hiszpańskich Kortezach za Felipe Gonzaleza? Mogło tak być, że tajne służby wiedziały o szykowanym zamachu stanu, ale np. nie były pewne jego daty - więc przećwiczyły procedury "na wszelki wypadek" i w sytuacji kryzysu sprawnie je wdrożyły. Gniew Ludu przeciwko puczystom też był jak najbardziej autentyczny (co widać na zdjęciach z linczów).A co do odpowiedzialności Gullena - nie musiał o niczym wiedzieć. USA z pewnością miały w tureckiej armii agenturę niezależną od ruchu gullenowskiego.


wtorek, 12 lipca 2016

Trump - Wielki Gatsby

Donald Trump pod pewnym względem przypomina JFK. Nie chodzi o to, że grozi mu zamach, ale o jego związki biznesowe. Tak jak rodzina Kennedych była klanem mafijnym, tak w karierze biznesowej Trumpa roi się od dziwnych związków.



Ilustracja muzyczna: Frank Sinatra - I Love You Baby

Już w 1992 r. pisał o nich Wayne Barrett w książce " Trump: The Deals and the Downfall". ". Miliarder wchodził m.in. w interesy z "Grubym Tonym" Salerno, głową mafijnej rodziny Genovese. Kupował od jego firmy cement do budowy m.in. Trump Tower.  To prawda, że w latach 80. cały rynek cementu w Nowym Jorku był kontrolowany przez mafię, ale Trump miał również z "Grubym Tonym" wspólnego prawnika - Roya Cohna, w latach 50. gwiazdę Komisji MacCarthy'ego. (Pisałem już na tym blogu o przyjaźni Trumpa z Cohnem). Gdy zaś australijski odpowiednik FBI sprawdzał Trumpa pod kontem jego planowanej inwestycji w kasyna w Sydney, dostał od amerykańskich śledczych zapis rozmowy Trumpa z "Grubym Tonym" Salerno - natychmiast uznał, że nie powinien on dostać koncesji.



Trump zapraszał też na swój jacht i do swojego helikoptera Roberta LiButti, współpracownika nowojorskiego mafijnego bossa Johna Gotti. Trump Plaza zapłaciła 200 tys. USD grzywny za przekazanie LiButtiemu dziewięciu luksusowych samochodów oraz za to, że... nie pozwalała swoim czarnoskórym pracownikom zbliżać się do stolika tego mafiozy.

Trump robił również interesy z Louisem Lesserem - legendą amerykańskiej branży deweloperskiej, jednym z twórców sukcesu Las Vegas i zarazem partnerem biznesowym Meyera Lansky'ego, Howarda Hughesa i filipińskiego dyktatora Ferdinanda Marcosa.



W 2005 r. jego holding zaczął współpracować przy projektach budowlanych z firmą Bayrock Group. Współwłaścicielem tej spółki był Felix Sater, rzekomo synrosyjskiego gangstera, który w 2000 r. został uznany współwinnym giełdowego szwindlu opiewającego na 40 mln USD. Sater uniknął wówczas więzienia, bo sypał kolegów a jego zeznania pozwoliły wsadzić za kratki sześciu nowojorskich gangsterów. Współpraca z Bayrock Group posypała się, po tym gdy wyszły na jaw przestępcze powiązania Satera. - Nie miałem z nim dużego kontaktu. Głównie prowadziłem interesy z Tevfikiem - zeznał Trump w 2007 r. Wspomniany przez niego Tevfik to drugi współwłaściciel Bayrock Group , Tevfik Arif. Został on aresztowany u wybrzeży Turcji w 2011 r. Turecka policja dokonała desantu z helikoptera na wynajmowany przez niego jacht. Zatrzymano tam też dziewięć Ukrainek i Rosjanek (z czego dwie miały poniżej 16 lat) oraz imprezujących z nimi oficjeli i biznesmenów z Turcji, Rosji, Izraela i Kazachstanu (w tym ponoć kazachskiego ministra spraw zagranicznych). Gdy skandal wyciekł do mediów,sprawie ukręcono łeb a Arifa oczyszczono z zarzutów stręczycielstwa. Trump mówił wówczas, że nie kontaktował się z Arifem od bardzo dawna.W samej Turcji, przy budowie Trump Towers Istanbul, holding miliardera współpracował z tureckim deweloperem Enginem Yesilem skazanym na początku lat 90. za handel kokainą wUSA. Przy projekcie Trump Tower Philadelphia jego współpracownikiem był zaś inny skazany kokainowy dealer Raoul Goldberg. Jedną ze swoich rezydencji Trump sprzedał zaś za 100 mln USD rosyjskiemu oligarsze (oskarżanego o zlecanie morderstw) Dmitrijowi Rybowlewowi. (Sam też ma w swojej biznesowej historii trochę mafijnych zagrań takich jak np. nie płacenie kontraktorom.) Opisywane na tym blogu związki Trumpa z Sinn Feinn można więc zobaczyć w nowym kontekście - IRA prowadziła przecież interesy z włoską mafią. , a także z irlandzką mafią w Bostonie (która swego czasu była bardzo silna) a ponadto sama angażowała się w działania przestępcze takie jak np. handel narkotykami. 

 Większość tych dziwnych epizodów, to przypadki wchodzenia Trumpa w legalne interesy z mafią. (Amerykańska mafia jest bowiem cieniem swojej dawnej potęgi. Ustawa RICO sprawiła, że syndykaty boją się wchodzić w nielegalne interesy i koncentrują się głównie na legalnej działalności. Co prawda zdarza im się np. dokonywać oszustw finansowych, ale na dużo mniejszą skalę niż wielkim bankom z Wall Street.) W odróżnieniu od Clintonów nie ciągnie się za nim lista osób, które poniosły zgon w dziwnych okolicznościach (popełniły tzw. arkanobójstwo). W odróżnieniu od Hillary, Trump nie cieszy się też względami wielkiego progresywistycznego biznesu, co widać choćby w danych o datkach na jego kampanię (prowadzi ją praktycznie za własne pieniądze, a płynnych środków nie ma wcale tak dużo). Mimo to jego dziwne związki z pewnymi "Amerykanami włoskiego powodzenia" kładą się cieniem na całej jego karierze. I rodzą pytania.



 Czemu establiszment, wałkujący na wszelkie sposoby jego autentyczne i wydumane potknięcia, nie wyciąga na niego takich haków? Czyżby nie było wystarczająco przekonujących dowodów na jego nielegalne działania czy też Trump jest tak sprytny, że przez blisko 40 lat nie dał się złapać? Jak postrzegać w tym kontekście przyjaźń Trumpa z pogromcą nowojorskiej mafii, byłym burmistrzem Rudym Giulianim? Czy o dziwnych biznesowych związkach Trumpa wie jego doradca, gen. Michael Flynn, były szef wywiadu wojskowego DIA? Czy wie o tym inny jego doradca gen. Keith Kellog, wiązany m.in. ze sprawą Abu Ghraib? Czy wie o tym Joe Schmitz, inspektor generalny Departamentu Obrony za administracji Busha a później szycha w Blackwater?   Czy Trump, mówiący o sobie, że "zawsze czuł się jakby służył w wojsku" ma jakieś związki ze służbami specjalnymi?

Przyglądając się amerykańskiej kampanii wyborczej zapominamy o jednej ważnej sprawie: Trump, jeśli zostanie prezydentem, nie będzie rządził sam. Będzie się musiał mierzyć z kontrolowanym przez republikanów Kongresem, podobnie jak to robił Obama. Jego administrację będą zaś tworzyli ludzie z poprzednich republikańskich administracji. Tacy jak Newt Gingrich czy Rudy Guliani. W służbach zostaną stare kadry, podobnie jak w wojsku. Tym co może się zmienić jest to, że Trump będzie podchodził do Putina oraz innych światowych przywódców tak jak do mafiozów - będzie się z nimi próbował dogadać i dzielić strefy wpływów, ale gdy wejdą mu w paradę, będzie bezwzględny.

***



Zwróćcie uwagę na przemowę jaką Trump wygłosił po strzelaninie w Dallas.  Przesłanie: żaden szmaciarz nie będzie bezkarnie strzelał do policjantów. Trump kilka tygodni wcześniej robił sobie fotki z funkcjonariuszami policji z Dallas. 

***



Czarnoskóry morderca z Dallas to ciekawa postać. Nawet jak na cepeliowego czarnego radykała. Wywalili go z armii, bo kradł majtki swojej koleżance, żołnierce pochodzenia azjatyckiego.  Kradzież pantsu - motyw jak z anime i zarazem eksplozja stereotypów rasowych :)
Kolejny motyw z anime w całej historii - gostek został zabity przez robota :) I mamy rozwiązanie problemu: niech do czarnych przestępców w USA strzelają roboty. Nie będzie wówczas oskarżeń o rasizm.



sobota, 2 lipca 2016

Największe sekrety: Euphoria - Helter Skelter

A jakby zamknąć Polańskiego w jednej celi z Mansonem?

Ilustracja muzyczna: Jefferson Airplane - White Rabbit

CIA jest często postrzegana jako organizacja o przechyle konserwatywnym, prawicowym i radykalnie antykomunistycznym. Taki jej obraz to wynik długoletniego oddziaływania komunistycznej i lewackiej propagandy na opinię publiczną, a także tego, że CIA na potrzeby wewnątrzkrajowej legendy  nigdy z tym wizerunkiem nie walczyła. Tak naprawdę kadry CIA i jej poprzedniczki OSS były tworzone głównie przez progresywistycznych liberałów ze Wschodniego Wybrzeża, ludzi z drogich uczelni takich jak Yale, przynależących do elitarnych stowarzyszeń takich jak Bractwo Kości i Czaszki  (hymn jednego z bractw studenckich z Yale stał się nieoficjalnym hymnem CIA). Ludzie, którzy tworzyli OSS i CIA siłą rzeczy mieli światopogląd mocno kontrastujący z przekonaniami prostych, ciężko pracujących, chodzących na nabożeństwa, patriotycznych i przywiązanych do tradycyjnych rozrywek Amerykanów. Kadrom OSS/CIA nie dowierzała Komisja MacCarthy'ego (i przez to została zniszczona medialnie), nie dowierzał szef FBI J. Edgar Hoover a Ostatni Bóg Wojny gen. Douglas MacArthur tak dalece nie ufał tym "liberalnym pajacom z OSS", że bronił przed nimi dostępu do swojego wojennego królestwa. Trudno się tej nieufności dziwić. OSS zatrudniała w trakcie wojny wielu komunistów, przeważnie niemieckiego pochodzenia. Wśród prominentnych czerwonych, z którymi OSS współpracowała znaleźli się m.in.: Ho Chi Minh (był jej agentem), Mao (misja Dixie w Yananie), Walter Ulbricht (według mjra Stevena Skubika z wywiadu wojskowego pracował dla OSS), Josip Broz Tito i Enver Hoxha. Kadrowym pracownikiem OSS a później CIA był jeden z filozofów studenckiej, nowolewicowej rewolty z lat '60-tych Herbert Marcuse. Dla CIA przez wiele lat pracowała również Gloria Steinem , jedna z "matek" ruchu feministycznego. Wiele wskazuje, że działała dla Agencji nawet wówczas, gdy głosiła swoje radykalne, feministyczne tezy.


Powyżej:  Gloria Steinem, jako króliczek Playboya w 1963 r. Jakiż kontrast ze współczesnymi, tłustymi i brzydkimi feministkami, które potrafią jedynie wydukać "miałam aborcję 6-go stycznia" i "ta palma jest sztuczna!" :) No, ale Steinem pchnęły do feminizmu nie jej frustracje, ale rozkazy z Langley.



Oficerem prowadzącym Steinem był Cord Meyer, szycha z samego serca Agencji, były członek Unii Światowych Federalistów. (Jego była żona, malarka Mary Pinchot Meyer, została kochanką JFK i rzekomo dostarczała mu LSD od Timothy'ego Leary, twórcy "rewolucji psychoaktywnej" lat '60-tych. Została zamordowana w październiku 1964 r.) Steinem pracowała też z kubańskim uchodźcą Carlosem Bringierem zaangażowanym w ustawkę z Oswaldem,   była dziewczyną Johna Stanleya Pottingera, szychy z Departamentu Sprawiedliwości w czasach Nixona, Forda i Cartera, którego obwiniano o tuszowanie sprawy zabójstwa Martina Luthera Kinga i kochanką Henry'ego Kissingera. Piękna, resortowa biografia. Tylko dlaczego CIA zaangażowała się w kreowanie tak rakotwórczej ideologii jak feminizm? Jakie względy bezpieczeństwa narodowego za tym przemawiały?



Płk Philip J. Corso zeznając w Kongresie USA w 1992 r. na temat losu amerykańskich jeńców wojennych, którzy nie powrócili z Korei stwierdził, że w przypadku wojny koreańskiej i wietnamskiej obowiązywała "doktryna nie wygrywania". Odwoływał się do konkretnych dokumentów NSC formułujących tę politykę. Wskazywał też, że dokumenty te mówią o wykorzystywaniu wojny do przeprowadzania zmian społecznych w USA.




Lata '60-te były właśnie czasem tych zmian. To wówczas urosły w siłę ideologie i ruchy, które wrzucamy do jednego worka z napisem "Nowa Lewica". W tych ruchach oczywiście ostro mieszały służby specjalne państw komunistycznych - od KGB i Stasi po chińską i kubańską bezpiekę. Mieszały jednak również służby amerykańskie. Sherman Skolnick, amerykański weteran konspirologii, twierdził m.in.  że niesławna Siódemka z Chicago, przywódcy zamieszek podczas konwencji demokratów z 1968 r., to byli prowokatorzy CIA. Znał tych ludzi osobiście. Podobnie według niego wielebny Jesse Jackson miał być prowokatorem FBI, który prawdopodobnie wystawił zabójcom Martina Luthera Kinga.  Agentem FBI był również gostek, który wymyślił święto Kwanzaa, cepeliowy czarny nacjonalista Maulana Karenga vel Ron Karenga.  (Jego ludzie zastrzelili przywódców Czarnych Panter w Los Angeles oszczędzając FBI formalności procesowych.)






Swoje robili również macherzy od programu MK Ultra dla których naćpani hippisi byli dobrymi królikami doświadczalnymi w eksperymentach dotyczących wpływu LSD oraz innych syntetyków na ludzkie zachowania. Timothy Leary przyznawał otwarcie, że to CIA dostarczyła LSD na kampusy uniwersyteckie. Sam Leary był wielokrotnie oskarżany o pracę dla CIA.  Produktami tej epoki byli m.in.: Unabomber (młody geniusz, którego w chorobę psychiczną wpędziły behawioralne eksperymenty psychiatry z CIA dra Henry'ego Murraya), Charles Manson (w latach '60-tych siedział w więzieniu, w którym CIA przeprowadzała eksperymenty MK Ultra, w celi obok Timothy'ego Leary'ego. Później dostawał z nieznanych źródeł eksperymentalne, nowe gatunki narkotyków syntetycznych do dystrybucji. Odsiadując wyrok za zabójstwo żony Polańskiego i kilku innych ludzi, utrzymywał, że pracował dla wywiadu marynarki wojennej a do zorganizowania zabójstw skłoniło go ukryte przesłanie w muzyce Beatlesów. Niektórzy widzieli w tych zabójstwach "krajową wersję Programu Phoenix" realizowanego w Wietnamie), a także Jim Jones (migracja jego sekty Świątynia Ludu do Jonestown w Gujanie była wspierana przez miejscową ambasadę USA, a szczególnie przez pracującego w niej Richarda Dweyera z CIA. Ludzie Jonesa zabili na lotnisku w Gujanie krytycznego wobec CIA kongresmena Leo Ryana.)




Amerykańskie tajne służby wspierały więc w latach 60-tych i 70-tych wiele co najmniej dziwnych, radykalnych grup. Jaki miało jednak to cel? Czemu np. wykreowano feminizm? Miało to ścisły związek z transformacją gospodarczą opisaną w poprzedniej części serii Euphoria. Michael Jones w książce "Libido Dominandi" zauważa, że 1973 r. przyniósł USA zarówno liberalizację prawa aborcyjnego (wyrok w sprawie Roe vs Wade) jak i koniec wzrostu płac realnych (bez uwzględnienia inflacji). Płace realne w USA niewiele się zmieniły od lat '70-tych. Było to możliwe m.in. dzięki temu, że na rynek pracy trafiło wiele kobiet. Inżynierowie społeczni z USA po prostu zauważyli to, co zaobserwował Engels w XIX w. - im kobiety mają mniej dzieci, tym więcej ich trafia na rynek pracy, a to skutecznie hamuje wzrost płac. Do podobnych wniosków doszli chińscy komuniści wprowadzając w latach '70-tych politykę jednego dziecka. W USA nie można jednak było decyzją administracyjną określić ile kobieta może mieć dzieci. Trzeba było ją zachęcić, by zamiast siedzieć w domu realizowała się pracując na kasie w hipermarkecie, smażąc hamburgery w fast-foodzie czy przekładając papiery w korpo.



Tak się również akurat złożyło, że proaborcyjna kampania Glorii Steinem oraz innych feministek zbiegła się z Memorandum 200 NSC kierowanej przez Henry'ego Kissingera wzywającego do "zmniejszenia populacji krajów Trzeciego Świata" (tutaj macie zapis video z konfrontacji z Henrym Kissingerem w sprawie Memorandum 200) i z tragikomicznymi prognozami Klubu Rzymskiego (złośliwi mówili, że zainspirowały one Czerwonych Khmerów do programu "dezurbanizacji" i "ekologicznego życia" - notabene Czerwoni Khmerzy po 1979 r. byli wspierani wspólnymi siłami przez Chińczyków i CIA a Kissinger wypowiadał się o nich pozytywnie już w 1975 r.).





Podobną rolę społeczną miał w planach establiszmentu ruch Black Power. Jak zauważył William Engdahl w "Stuleciu wojny", czarni radykałowie w latach 60-tych i 70-tych atakowali głównie zdominowane przez Polaków, Włochów, Irlandczyków i Żydów związki zawodowe. Osłabienie związków przyczyniło się do wyhamowania wzrostu płac w przemyśle. Z miast takich jak Chicago czy Detroit znikały etniczne, białe, robotnicze dzielnice - biali wyprowadzali się na przedmieścia, na ich miejsce sprowadzano Czarnych. W czarnych dzielnicach hulali zaś różni organizatorzy społeczni (tacy jak Barack Obama) finansowani m.in. przez Fundację Rockefellera i Forda (obszernie pisał o tym w W.G. Tarpley w książce "Barack Obama - the Unauthorised Biography"). Później jednak Czarnych zaczynali wypierać z rynku pracy legalni i nielegalni imigranci z Ameryki Łacińskiej. (I m.in. dlatego należy zbudować mur, za który zapłaci Meksyk!) Murzyn zrobił swoje - Murzyn może odejść. Na pocieszenie dano Czarnym kokainę importowaną z Ameryki Środkowej w ramach operacji Iran-Contra oraz kliniki Planet Partnerhood, organizacji założonej przez powiązaną z KKK demokratyczną, progresywistyczną rasistkę Margaret Sanger, która deklarowała, że poprzez aborcję chce "eksterminować rasę Czarnuchów". (Świadomość tego przekrętu zapewne skłoniła Louisa Farrakhana do popierania Trumpa. )



W odróżnieniu jednak od skretyniałego ruchu black power, feminizm wciąż jest użyteczny dla progressywistycznych elit. Feministki walczą bowiem na pierwszej linii w wojnie o kontrolę nad ludzkimi zachowaniami seksualnymi. Kontrola nad seksem jest ważną częścią kontroli nad społeczeństwem. Władza nad tym, czy możemy "zaliczyć" i kogo "zaliczyć" daje potęgę. Rozumiały to bliskowschodnie religie monoteistyczne a progressywiści z przełomu XIX w. i XX w. mieli na punkcie kontroli nad seksem prawdziwą obsesję. W opanowanym przez nich Hollywood długo obowiązywał purytański kodeks Haysa zakazujący pokazywania na ekranie m.in. zmysłowych tańców i pocałunków a także związków międzyrasowych. (Howard Hughes , miał z tym kłopoty, bo cenzorzy z Hollywood nie zgodzili się, by w filmie "The Outlaw" pokazano  dekolt biuściastej Jane Russell. Prosowieckie produkcje jakoś tym skopcom nie przeszkadzały.) Ku Klux Klan z równą zaciętością chłostał niewiernych mężów i żony, jak pilnował prohibicji i wspierał kampanię  Woodrowa Wilsona. Ci sami lekarze, którzy propagowali eugenikę, propagowali również obrzezanie - argumentując, że to skuteczny sposób walki z onanizmem. Później, wraz z nowym pokoleniem progressywistów i nowymi wyzwaniami, wahadło się przechyliło w drugą stronę  (po części ludzie odreagowywali wcześniejszy, nadmierny purytanizm), teraz mamy jednak do czynienia z kolejnym przechyłem. Feministki i wspierające je media rozpętują histeryczną kampanię przeciwko rzekomo istniejącej na Zachodzie "kulturze gwałtu". Choć liczba gwałtów dokonywanych przez białych mężczyzn systematycznie spada od kilkudziesięciu lat, to tworzy się atmosferę potępienia dla "toksycznej męskości" a jednocześnie całkowicie ignoruje istnienie prawdziwej, islamskiej kultury gwałtu. We Francji i krajach skandynawskich prawo jest zaostrzane, by karać klientów prostytutek. Facebook równie ostro ściga erotykę, co "polityczny ekstremizm" (kobiety pracujące w tej firmie muszą przestrzegać bardzo ścisłego, antyseksualnego dress-code'u i mówi się im, by "nie rozpraszały" męskich pracowników a nad zachowaniem pracowników czuwa wewnętrzna quasi-bezpieka). Globalistyczno-islamistyczny burmistrz Londynu Sadiq Khan zakazuje reklam z seksownymi kobietami, spotykając się z aplauzem feministek i moralistów. Feministki propagują zaś zachowania rodem z muzułmańskich i hasydzkich gett. Jak czytamy w osobliwym poradniku dla feministów:|

"Bądź świadomy tego, gdzie wędrują Twoje oczy, kiedy przechodzi kobieta. Zmień to zachowanie.
To kolejny przykład ulicznego molestowania… zrozumcie, chłopaki, zostaliśmy wychowani do uprzedmiotawiania kobiet. Nie wszyscy z nas się do tego przyznają, ale wszyscy jesteśmy winni robienia tego w jakimś momencie naszego życia. Nawet jako facet na zajęciach ze studiów kobiecych od czasu do czasu łapałem się na gapieniu się na kobiety. To prawda, że bardzo ciężko pracowałem, aby oduczyć się seksistowskich zachowań i zamiast nich propagować nieseksistowskie sposoby komunikowania się z „potencjalnymi partnerkami”. Nie jestem idealny. Popełniam błędy, ale wciąż staram się eliminować takie zachowania, aby móc nazywać siebie skutecznym sojusznikiem. (...)

Przejdź na drugą stronę ulicy, kiedy kobieta idzie w Twoim kierunku w nocy.

Kiedy jestem na mieście w nocy staram się sprawiać wrażenie osoby niegroźnej, aby kobiety czuły się bardziej komfortowo. Obejmuje to trzymanie rąk w widocznym miejscu zawsze, kiedy przechodzę koło kobiety, patrzenie w dół lub w inną stronę lub przechodzenie na drugą stronę ulicy (...)" :)))))

To przesłanie ma też swoją religijną wersję. Pożyteczny protestancki idiota pastor Bartosik pisze:

"Europejscy, biali mężczyźni są oburzeni traktowaniem europejskich kobiet przez imigrantów. Jeśli należysz do takich mężczyzn, pozwól, że zapytam cię o twoje traktowanie kobiet bowiem jaką miarą osądzasz Syryjczyków, taką sam będziesz osądzony:
(...)
- czy oburza cię przedmiotowe traktowanie kobiet w pornografii?
- czy oburza cię przedstawienie kobiety w reklamie, show-biznesie, przemyśle rozrywkowym wyłącznie jako przedmiot seksualnego pożądania?
(...)
- w jaki sposób w towarzystwie innych mężczyzn wypowiadasz się o kobietach?
- jak reagujesz na obelżywe określenia o konotacjach seksualnych wobec kobiet?
- czy szanujesz, chwalisz i doceniasz kobiecość?
OK, a teraz z czystym sumieniem mów, co myślisz o barbarzyńskim traktowaniu kobiet przez afrykańskich imigrantów."


Ilustracja muzyczna: Alice Cooper - Poison

Dlaczego progresywistyczni inżynierowie społeczni brną w takie idiotyzmy i chcą zbudować swego rodzaju feministyczny purytanizm? Kontrola nad seksem jest kontrolą nad społeczeństwem. W tym modelu seks jest nagrodą za konformistyczne zachowanie. Nie buntuj się, nie myśl za dużo, nie kwestionuj naszej wizji zmian społecznych, bo inaczej dostaniesz łatkę "seksisty". "mizogina" czy "gwałciciela". Taką taktyką próbują (na szczęście z kiepskim skutkiem) uciszyć Donalda Trumpa - roztrząsając jego rzekomą niechęć do kobiet (skoro nie lubi kobiet, to czemu żyje z taką zajebistą lasencją jak Melania Trump? :) Feministyczny purytanizm - tak jak to pokazała Gamer Gate - jest również pretekstem do kontroli internetu. Wszak młody człowiek poszukujący porno w necie, może przypadkiem wejść na jakąś spiskową stronkę i dowiedzieć się np., że Hillary jest winna Benghazi, poznać nową teorię o przyczynach światowego kryzysu lub przeczytać serię Hyperborea (a w przerwie walnąć sobie hentaia "Euphoria" :). Trzecim powodem wojny przeciwko swobodom seksualnym jest demografia - biedota musi  wychowywać dzieci, które będą harowały na emerytury bogaczy. Problem w tym, że młody człowiek nie ma impulsu do założenia rodziny, bo haruje za marne grosze na śmieciówce, nie stać go na dom a zawierając małżeństwo ryzykuje rozwód, czyli utratę całego majątku. By zaliczyć panienkę nie musi się jej oświadczać. Elity próbują więc zamknąć mu tę furtkę za pomocą histerycznej kampanii przeciwko "kulturze gwałtu". Jak się przed seksem z koleżanką (lub przypadkowo poznaną dyskotekową dupencją) nie zabezpieczy prawnie, to może być łatwo oskarżony o gwałt  ( Julian Assange został oskarżony o gwałt, bo nie założył kondoma w trakcie dobrowolnego seksu, teraz musi się ukrywać w ambasadzie Ekwadoru...). Stąd ucieczka w pornografię i marzenia o seks-robotach, ale elity i tak próbują zamknąć tę drogę. (Pamiętacie republikańskiego stratega określającego zwolenników Trumpa jako "bezdzietnych singli onanizujących się przy anime"?.)




Za pomocą wzajemnie sprzecznych "badań" establiszment stara się jednocześnie wykazać, że pornografia prowadzi do wzrostu przemocy seksualnej i do spadku zainteresowania seksem.  Zatrudnieni do tej misji są m.in. tacy szarlatani jak Philip Zimbardo, gostek od niesławnego eksperymentu więziennego Stanforda (który to eksperyment był zwyczajnym oszustwem), który teraz udaje dobrego wujka zatroskanego o przyszłość życia seksualnego nastoletnich chłopców (normalnie spartański pederasta :) i pierdoli od czasu do czasu głupoty o Polsce.  O ile jednak Zimbardo jest nakręcaną małpką w kampanii przeciwko swobodom seksualnym plebsu, to prawdziwym kilkusetkilowym gorylem jest marksistowska feministka Gail Dines, autorka kiepsko udokumentowanej książki "Pornland". W tym dziełku Gines stawia tezę, że pornografia jest coraz brutalniejsza a ponieważ mężczyźni nie potrafią odróżnić filmowej fikcji od rzeczywistości, prowadzi to do eksplozji przemocy seksualnej. Dines opiera tę (nie popartą statystykami) tezę na: kilku rozmowach ze swoimi studentami, wizytach na kilku stronach pornograficznych, rozmowach z pedofilami siedzącymi w więzieniach (oczywiście chętnie zwalającymi winę za swoje czyny na "społeczeństwo" i "pornografię") oraz na jednym, mocno krytykowanym artykule naukowym. Stosuje ona również takie naukowe argumenty jak: "W latach '70-tych nikt mi nie chciał włożyć w tyłek. To wina pornografii, że teraz mężczyźni chcą anala od młodych, atrakcyjnych kobiet!" :) Gines może jednak liczyć na wielu pożytecznych idiotów wsłuchujących się w jej brednie. Nie tylko lewackich. W Polsce przemawiała ona na konferencji zorganizowanej w Sejmie przez katolickie Stowarzyszenie Twoja Sprawa (zajmujące się głównie bóldupieniem na widok roznegliżowanych pań i podtekstów seksualnych w reklamach).



Świętoszki z takich organizacji jak Stowarzyszenie Twoja Sprawa przekonują nas, że czasy współczesne są wyjątkowo plugawe i nieczyste jeśli chodzi o kwestie seksualne. Moim zdaniem nie przebijamy pod względem seksualnych ekscesów ani starożytności, ani renesansu, ani oświecenia, ani romantyzmu ani nawet II RP. Można powiedzieć, że w sprawach seksu ludzie stracili fantazję w porównaniu z poprzednimi epokami. Regres widać nawet w porównaniu z latami '70-tymi i '80-tymi. I ten regres przyniosły nam eksperymenty progresywistycznych inżynierów społecznych chcących kontrolować naszą seksualność. Jak pisze dr Kerstin Steinbach: "Dlaczego papież i feministki dostawali szału na widok reklam w latach siedemdziesiątych? Kierowała nimi paranoja czy może żądza ugodzenia? W rzeczywistości wszystkie te znienawidzone obrazy były sercem Lepszych Czasów, które mają zostać unicestwione i wyparte z pamięci ogółu."



Co przyniesie prowadzona przez progresywistycznych yetisynów kampania przeciwko wolności seksualnej? Może ona stworzyć elitom wiele nowych problemów. Prostytucja i pornografia zawsze były społecznymi wentylami bezpieczeństwa umożliwiającymi normalne funkcjonowanie społeczeństwa. Rozładowywały frustracje. Zauważył to już św. Augustyn i św. Tomasz z Akwinu. Przed nimi wiedziały to społeczeństwa starożytne. Jeśli establiszment tłumi pragnienia seksualne ludu, to sprawia, że społeczeństwo zamienia się w watahę wściekłych psów. Przykład tego widzieliśmy w stalinowskim ZSRR - nie było tam żadnej pornografii, a sowieccy sołdaci mimo to brutalnie zgwałcili miliony Europejek i Azjatek. Widzimy to również w przypadku wygłodzonych seksualnie przybyszów z Bliskiego Wschodu w Europie. Wyjściem z tego niebezpieczeństwa jest scenariusz chiński. W Chinach, Wietnamie i Tajlandii prostytucja jest oficjalnie zakazana, ale dziwki otwarcie zaczepiają mężczyzn na ulicach. Jest tam potężny seksbiznes chroniony przez bezpiekę.



Jest też trzeci scenariusz: tłumienie wolności seksualnej przez establiszment, doprowadzi do autentycznego buntu wkurwionych młodych mężczyzn. Preludium do tego mieliśmy przy okazji protestów w sprawie ACTA. Może więc czas na wskrzeszenie teorii Wilhelma Reicha i wykorzystanie sexpolu do przygotowania globalnej Rewolucji przeciwko establiszmentowi?

***

W następnym odcinku serii Euphoria - jak nie powstała Chimeryka. Od japońskiego kryzysu poprzez śmierć Minotaura po chiński kryzys. Nie spodoba się i Chodakiewiczowi i Bartosiakowi...

***

Jak zwykle zachęcam do sięgnięcia po moją powieść "Vril. Pułkownik Dowbor". Do nabycia, m.in. w Księgarni Prusa.