sobota, 21 marca 2015

Największe sekrety: Wrześniowa Zapora







 Ilustracja muzyczna: Dawid Hallmann - Deprymujący deszcz

II RP była krajem mocno zmilitaryzowanym. Szykowała się wszak cały czas na przyszłą konfrontację z sąsiadami - najpierw rozbicie Niemiec w wyprzedzającej wojnie koalicyjnej, zanim Niemcy zdołają połączyć siły z Sowietami. "zaoranie Berlina i posadzenie tam ziemniaków", później rozwiązanie problemu sowieckiej satrapii. Kwestię naszych ofensywnych zamiarów w 1939 r. i przyczyn ich fiasko opisywałem już w serii "Wrześniowa mgła" - a szczególnie w jej odcinku "Uderz póki czas!". Nie wyjaśniłem tam jednak, jak sanacyjne władze chciały poradzić sobie z sowieckim zagrożeniem po wyłączeniu Niemiec z gry. Wygląda na tym, że nie łudziły się one, że jakiś marsz wyzwoleńczy jest możliwy.  Znana historykom wersja Planu Operacyjnego "Wschód" (opisana po raz pierwszy przez Rajmunda Szubańskiego), jest czysto defensywna. Z dokumentów Sztabu Generalnego wynika, że nasi wojskowi spodziewali się, że w razie wojny z Sowietami będziemy musieli się bronić również przed dywizjami z komunistycznych Chin. Wróg miałby ogromną przewagę liczebną i w sprzęcie. Doświadczenia 1920 r. wskazywały zaś, że głębokie uderzenia na jego terytorium wiążą się z ogromnym ryzykiem i może ich nie wytrzymać sieć logistyczna (właśnie to spotkało Niemców w latach 1941-42). Jedyną skuteczną strategią byłaby więc obrona przed sowieckimi hordami atakującymi nasze stanowiska obronne taktyką ludzkiej fali. Taka obrona również byłaby kosztowna - Sowieci ponosiliby straty dziesięć lub dwadzieścia razy większe od naszej armii, ale z czasem zmęczenie obrońców i przerwy w dostawach amunicji zaczęłyby robić swoje. Po kilkudziesięciu uderzeniach front pęknąłby, tak jak w 1940 r. i 1944 r. pękła fińska obrona w Karelii, a w 1943, 1944 i 1945 r. kolejne niemieckie pozycje defensywne. Ekipa rządząca II RP zdawała sobie sprawę, że wojna przeciwko Sowietom nie może być jedynie wojną konwencjonalną.




Igor Witkowski, w numerze "Techniki Wojskowej Historia" z września-października 2014 r., w artykule poświęconym "tajnym broniom II RP" zdawkowo wspomniał, że polskie plany obronne opierały się na postawieniu Zapory - stworzeniu pasa ziemi skażonego bronią chemiczną i biologiczną. Strefy śmierci nie do przebycia dla żołnierzy. Moim zdaniem, we wrześniu 1939 r. nie zrealizowaliśmy tego planu, gdyż nie chcieliśmy razić w ten sposób swoich terenów. Nie mieliśmy również zamiaru dewastować Ziem do Odzyskania - gęsto zaludnionych i dobrze uprzemysłowionych terenów Śląska, Pomorza i Prus Wschodnich. Pewne poszlaki wskazują jednak, że zamierzaliśmy wykorzystać przeciwko Niemcom broń chemiczną w ograniczonym zakresie - jako sposób na wybijanie dziur w ich obronie. To właśnie z tego powodu taki oręż trafił do Armii Prusy mającej uderzać na Wrocław. Historycy spierają się, czy został on użyty podczas bitwy pod Iłżą. Relacje mówią jednak, że przygotowywaliśmy się do zaatakowania Niemców gazem:


"Podporucznik Dobrzański wspomina: w drugim dniu bitwy, a było to najpewniej 8 września wieczorem, do naszych pozycji zbliżały się niemieckie oddziały zmotoryzowane i czołgi3, wobec miażdżącej przewagi Niemców i ogromnych strat – dowódca pułku ppłk A. E. Fieldorf w asyście dwóch adiutantów (major i kapitan) wydał mi rozkaz użycia broni chemicznej. Ogłosiłem alarm gazowy. Zdziesiątkowany już pluton (wielu zabitych i rannych) był nadal przygotowany technicznie i organizacyjnie do użycia BŚT.
Porucznik Dobrzański wspomina dalej: „Metalowe butle z gazem bojowym miały odkręcone zawory i moi podkomendni zaczęli już nawet próby ich otwierania4. Trzykrotnie, zgodnie z procedurami, wykonałem pomiar siły i kierunku wiatru. Niestety, niesprzyjający i słaby wiatr wiejący w kierunku naszych pozycji uniemożliwiły wykonanie rozkazu. Użycie gazów spowodowałoby najpewniej ogromne straty ludzkie po stronie naszych wojsk oraz wśród mieszkańców okolicznych miejscowości (pamiętam nazwę jednej wsi – Piotrowe Pole). Dlatego też zmieniłem rozkaz i zaczęliśmy odwrót. Gdyby były inne warunki wietrzne z pewnością użylibyśmy gazów bojowych, tak jak to było w czasie I wojny światowej”.


Transporty z gazami bojowymi szły też, według ustaleń Bogdana Konstantynowicza na Przedmoście Rumuńskie. Do celów wojny gazowej był również przygotowany okręt Flotylii Pińskiej ORP Mątwa.

Jak czytamy:

"O tym, jak bardzo niemieccy żoł­nierze obawiali się broni chemicznej, może z kolei świadczyć zabawna histo­ria, która wydarzyła się 2 lub 3 września w czasie obrony rejonu umocnionego Węgierska Górka w pobliżu Żywca. Z nieznanych przyczyn (można tylko domniemywać, że był to nieprzyjemy zapach prochu.) Polacy, znajdujący się w bardzo ciasnych schronach, założyli maski przeciwgazowe. Spowodowało to tak ogromny popłoch w szeregach Wehrmachtu, że niemal natychmiast ogłoszono alarm na wypadek ataku gazowego.
Czy słusznie? Jak się okazuje, mimo ratyfikowania Pro­tokołu Genewskiego polski rząd nic sobie z niego nie robił. Skrzętnie korzystał z poprawki zakładającej możliwość odwe­tu gazowego w razie zastosowania przez agresora broni che­micznej. Badania nad gazami bojowymi - oczywiście utajnione - prowadzono już od 1922 r. w Instytucie Badawczym Broni Chemicznej, a następnie w Wojskowym Instytucie Przeciwga­zowym. Pracownicy instytucji oprócz sprawdzania właściwości śmiercionośnych substancji próbowali także ulepszać odzież ochronną i maski.
W dwudziestoleciu międzywojennym polskim naukowcom zajmującym się gazami bojowymi najlepiej układała się współpraca z kolegami z Francji, stąd też Paryż był ich największym dostawcą na nasz rynek. Oczywiście nie rezygnowaliśmy z własnej produkcji, o czym mogą świadczyć rozsiane po II Rzeczypospolitej zakłady i fabryki wytwarzające znienawidzoną po I wojnie świa­towej broń. Powstawała w wytwórni amunicji w Zegrzu, fabryce materiałów wybuchowych w Pionkach, zakładach zbrojeniowych w Skarżysku-Kamiennej czy w wytwórni „Fort Bema” w Warszawie. Zadbano także ­o miejsca, w których przeprowadzano próby broni bazującej na iperycie, fosfagenie i chloropikrynie. Miały się znajdować w Rembertowie i Zegrzu."

Niewątpliwe projekt Zapory o wiele lepiej zdałby się w wojnie przeciwko Sowietom. Zamiana w strefę śmierci dużego pasa ziemi po sowieckiej strefie granicy - terenów słabo zaludnionych i biednych, byłaby w oczach sanacyjnych wojskowych akceptowalną formą obrony. Wielkie nadzieje łączono przy tym z polską bronią biologiczną - nad którą pracowano w kooperacji z Japończykami i testowano m.in. w Twierdzy Brzeskiej (pisałem już o tym szeroko na blogu)



To tłumaczy m.in. dlaczego byliśmy jednym z kilku krajów świata, które budowały lotnictwo strategiczne i dlaczego gen. Ludomił Rayski miał na jego punkcie taką obsesję. Eskadra bombowców zrzucająca bomby na mosty i dworce w Kijowie nie wyrządziłaby dużych strat materialnych Sowietom. Co innego, gdyby bomby załadowane byłyby wąglikiem. Przy sowieckim poziomie higieny i organizacji straty ludzkie mogłyby wówczas iść w miliony. 

***

Płk Jan Kowalewski, oficer Oddziału II SG i zarazem wybitny działacz OZN, pisał przed wojną, że Polska potrzebuje swojego rodzaju faszyzmu - w kontrze do bolszewizmu i niemieckiego nazizmu. Nadał temu faszyzmowi nazwę "polonizm". Niestety nie została ona wykorzystana. 

***

Zainteresowanych historycznym rewizjonizmem i po prostu dobrą lekturą  zapraszam  do sięgnięcia po moją książkę "Vril. Pułkownik Dowbor".  I w wersji papierowej  i jako ebook

piątek, 13 marca 2015

Putin zapewne żyje, ale jest już trupem



здра́вствуйте! To, ja Wasz stręczyciel w czapeczce Chicago Bulls. I założę się, że sowieckie trolle będą mało aktywne w komentarzach pod tym wpisem, bo nie dostały wytycznych z centrali jak skomentować dziwaczne informacje napływające z Moskwy. Oto bowiem Władimir Władimirowicz Putin-Hujło nie pojawia się od kilku dni a w mediach wstawiają jego stare fotki podpisywane jako aktualne. Nad Kremlem i Łubianką śmigłowce z jednostek lotnictwa specjalnego stały się nagle wyjątkowo aktywne. Na oficjalnych, rządowych stronach przez 20 minut wisi komunikat o śmierci Putina-Hujły a na twitterze premiera Miedwiediewa pojawia się wpis mówiący o zgonie prezydenta. Anonimowe źródła nagle mówią, że Putin-Hujło dostał udaru mózgu, ale inne źródła wskazują, że nagła dolegliwość nie jest śmiertelna. W historii Rosji to nie pierwsza taka anomalia - zgon Stalina utrzymywany był przez wiele dni w tajemnicy i nastąpił kilka dni wcześniej niż mówi obecnie obowiązująca wersja. Berię aresztowano w jego własnym domu, a nie na Kremlu. Car Aleksander I miał zaś upozorować własną śmierć, by prowadzić żywot pustelnika na Syberii.Zapewne Putin-Hujło wciąż żyje, ale to że nagle medialnie go uśmiercono jest sygnałem, że może zostać usunięty "ze względów" zdrowotnych, tak jak to zrobiono z Chruszczowem. To, że w rosyjskim internecie nagle wszyscy zaczynają się nabijać z rzekomego zgonu cara, to wiele mówiący sygnał.  Iłłarionow pisze już o spisku generałów. Oczywiście generałów bezpieki:



Powyżej: "A teraz udowodnij, że ja umarłem" oraz "Putin nie pederasta. Putin po prostu kocha małych chłopców"


"Siergiej Iwanow (szef administracji prezydenta), który od 27 lutego był nieobecny w przestrzeni publicznej, wrócił, utrwalając sojusz z Rosyjską Cerkwią prawosławną lub co najmniej gwarantując sobie jej neutralność. Nikołaj Patruszew (sekretarz Rady Bezpieczeństwa) na posiedzeniu Rady w Piatigorsku przyjął kapitulację Ramzana Kadyrowa (prezydenta Czeczenii). Konstantin Remczukow (redaktor naczelny "Niezawisimej Gaziety") z loży Teatru Bolszoj poinformował o bliskiej dymisji Igora Sieczyna (prezesa koncernu naftowego Rosnieft). Przesądzona wydaje się dymisja Władimira Kołokolcewa (ministra spraw wewnętrznych). Innymi słowy, siłowe i finansowe filary 'narodowego przywódcy' zostały sparaliżowane"

 Być może więc Korporacja zarządzająca Rosją uznała, że należy usunąć jej prezesa - Putina, gdyż kiepsko mu idzie plan przejęcia terytoriów innych postsowieckich Syndykatów. Analogie z Chruszczowem (ale również ze śmiercią Stalina) nasuwają się tutaj same. W przypadku ewentualnego zgonu Putina będzie jednak spory majątek do podziału. Fragment niedawnego wywiadu Jurija Felsztinskiego dla "Parkietu":


"William Browder, amerykański biznesmen, który zmagał się z mafiozami z rosyjskich służb, szef funduszu Hermitage Capital Management, szacuje majątek Putina na 200 mld USD. W 2012 r. politolog Stanisław Biełkowskij szacował go na 70 mld USD. A Pan na ile wycenia Putina? Jaka część tego majątku została zdobyta metodami przestępczymi? Pułkownik Litwinienko oskarżał Putina m.in. o powiązania z uzbecką mafią narkotykową.

Pamiętam jak Aleksander Litwinienko wyjaśniał mi, że FSB posiada wiele departamentów, takie jak departament ds. walki z terroryzmem, departament ds. walki z narkotykami itp. Powiedział mi: „To bardzo proste, departament ds. walki z terroryzmem organizuje zamachy terrorystyczne, departament ds. walki z narkotykami w rzeczywistości kieruje handlem narkotykami w Rosji, departament obrony demokracji, kieruje ograniczaniem demokracji.” Jeśli więc Wiktor Iwanow stoi na czele Federalnej Służby Antynarkotykowej, to wiemy, że jest on odpowiedzialny za przemyt narkotyków do Rosji. A co z Putinem? Myślę, że jest bardzo łatwy sposób na oszacowanie jego majątku. Borys Bieriezowski powiedział mi, że w Rosji każdy poważny biznes jest prowadzony z partnerem. To reguła numer jeden. Reguła numer dwa mówi natomiast, że partnerzy dzielą się 50 na 50. Nie 49 na 51 czy 30 na 70, ale po połowie. Gdy Bieriezowski był współwłaścicielem Sibnieftu, dzielił się akcjami po połowie z Abramowiczem. Gdy prowadził interesy ze swoim gruzińskim wspólnikiem Badrim Patarkaciszwilim również dzielili się 50 na 50. To ogólna reguła pozwalająca nam wyliczyć ile Putin może mieć majątku. Moim zdaniem można bez przesady powiedzieć, że należy do niego połowa Rosji. Gdy Abramowicz przejął od Bieriezowskiego udziały Sibnieftu, nie stał się jedynym właścicielem tej firmy. Miał partnera i nie znajdzie się oczywiście nigdzie tej informacji na papierze, ale z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że tym partnerem był Putin. Gdy Sieczin stanął na czele Rosnieftu, to jestem dosyć pewny, że również miał partnera i tym partnerem był Putin. Można tę listę ciągnąć dalej, ale musimy wziąć pod uwagę, że ten majątek nie jest taki bezpieczny. Należy do Putina, ale jednocześnie nie należy. Może on z niego korzystać jeśli jest członkiem Korporacji oraz stosuje się do ustalonych przez nią zasad. Widzieliśmy, co się stało z Gusińskim, Bieriezowskim czy Chodorkowskim i to samo może przydarzyć się państwowym oficjelom. Jeśli coś stanie się z Putinem, nie będzie on mógł sięgnąć po ten majątek.

Czyli ten majątek istnieje tylko na papierze?

Po co komuś wielka góra gotówki, skoro rządzi Rosją? Gdy Stalin rządził ZSRR, nie miał pieniędzy. Gdy Hitler rządził Niemcami, nie miał pieniędzy.  Obaj nigdy nie myśleli o swoim majątku jako o gotówce. A jednocześnie obaj mogli korzystać z takiego bogactwa jakiego tylko chcieli."

Minus tego jest taki, że w miejsce Putina wstawi się kolejnego kagiebistę udającego "liberała". Zachód odwoła sankcje, uzna aneksje Krymu a Donbas się jakoś podzieli. Poniższe zdjęcie z akcji Femenu - ataku blondwłosej "yandere" na woskową figurę Putina może się więc okazać prorocze.



wtorek, 3 marca 2015

Po Niemcowie Korporacja zajmie się nacjonalistyczną rosyjska opozycją

Jak się można było spodziewać  kamery zainstalowane na moście i na murach Kremla (bądź co bądź siedziby prezydenta Federacji Rosyjskiej) okazały się niesprawne i nie zarejestrowały zabójstwa Borysa Niemcowa. Podobna przypadłość dotknęła wcześniej choćby kamery w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 r. Przodująca w świecie sowiecka technika jak widać ma to do siebie...



Powyżej: Niemcow z żoną i dziećmi
Poniżej: z rosyjską call-girl w Dubaju (też daję panience kilka dodatkowych punktów jeśli ma rude - a zwłaszcza miedzianorude włosy :)



Dosyć tego sarkazmu. Nikt nie twierdzi, że Niemcow czy Bieriezowski byli niewiniątkami. Ale w porównaniu z Putinem-Hujłą, patriarchą Cyrylem Moralnym, generałem Iwanowem, Sieczinem, Surkowem oraz innymi członkami rady dyrektorów Korporacji rządzącej Rosją byli oni niemalże buddyjskimi bodhisatvami a dużą część swoich win już odkupili. Eksterminacja liberalnej opozycji przez Putina-Hujłę doprowadziła do tego, że Rosja już raczej nie stanie się normalnym krajem stawiającym na budowę dobrobytu zamiast na ekspansję terytorialną.



Słowa Saakaszwilego o tym, że aż dziw, że Niemcow tak długo pożył uważam za niezwykle trafne. Obawiam się, że następna w kolejności będzie Ksenia Sobczak, współautorka raportu o rosyjskim zaangażowaniu militarnym na Ukrainie. Wbrew pozorom to bardzo inteligentna dziewczyna - zboczone kobiety często są inteligentne. Pamiętam jak zadała Putinowi-Hujle pytanie, czy na terytorium Czeczenii obowiązuje rosyjskie prawo, a skoro Kadyrow je łamie, czy Czeczenia należy jeszcze do Federacji Rosyjskiej. Hujło nieźle kluczył udzielając odpowiedzi. Jeśli Ksenia Sobczak dogrzebie się do tego, kto otruł jej ojca, jej dni będą policzone...



Korporacja zabiera się też do likwidowania nacjonalistycznej opozycji. Proces Nawalnego był pierwszym strzałem ostrzegawczym. W dzień egzekucji na Niemcowie zabito - serią z Kałasznikowa - Światosława Swirela, jednego z liderów rosyjskich, słowiańskich rodzimowierców.  Putin-Hujło stara się powstrzymać proces zastąpienia Rosji Rusią.

Wielu rosyjskich nacjonalistów jest nastawionych antyputinowsko i sprzeciwia się wojnie ze słowiańską Ukrainą. Niektórzy z nich walczą nawet w ukraińskich batalionach ochotniczych przeciwko wynajętym przez Korporację żulom i kryminalistom z Duporosji. Ciekawym przykładem jest postawa muzyków z Korozji Metałła - istniejącego od ponad 30 lat zespołu metalowego. Ta kapela lubi epatować narodowo-socjalistyczną, pogańską i satanistyczną symboliką. Podczas jej koncertów tancerki rozbierają się na scenie do naga i dumnie eksponują swoje narządy rodne (film z typowego koncertu do obejrzenia tutaj lub tutaj). Korozja Metałła nagrała jednak również piękny kawałek poświęcony Rewolucji na Majdanie. Andriej Tancor, ukraiński perkusista tej kapeli został zmobilizowany do ukraińskiego wojska. Jednostką, którą wybrał jest okryty bojową chwałą Batalion Azow - w szeregach którego walczy wielu prawdziwych europejskich nacjonalistów. "Pauk", lider zespołu, w żartobliwy sposób mówił rosyjskim mediom, że członek jego zespołu służący w Azowie podsunął Awakowowi plan ataku psychologicznego na Debalcewo - wypuścić 666 słoni bojowych, którym będzie towarzyszyło 666 perkusistów bijących w tam-tamy :) Po czymś takim Cyraniak na pewno narobiłby w baniak...

Ponieważ mnóstwo skopców zaraz zwali się w komentarzach, to dedykuje im ten ukraiński, "banderowski" kawałek - "Ubij w sobie Moskala"