niedziela, 30 listopada 2014

Ukraina jak Krajina, Rosja jak Serbia


Ostatni tydzień nie był dobry dla Rosji: OPEC zadała mocny cios jej trzecioświatowej gospodarce, Francja pod naciskiem USA ("jak sprzedacie, to się zajmiemy waszymi bankami") wstrzymała dostawę Mistrali (Ruscy pogorszyli sprawę kradnąc z nich część elektroniki), wyszło na jaw prostytuowanie się francuskiego Frontu Narodowego za pieniądze rosyjskich banków, Chuck Hagel, słaby sekretarz obrony USA podał się do dymisji, a straty ludzkie jakie poniosła rosyjska armia na Ukrainie sięgnęły ponoć poziomu zbliżonego do poniesionych przez USA w czasie całej drugiej wojny irackiej. Wstrzymałbym się jednak ze świętowaniem, Rosja jest wciąż mocna, u niej "ludi mnoga" i ma wiele asów w rękawie. Do najmocniejszych z nich należy oczywiście uderzanie w morale przeciwnika i mieszanie w jego umyśle. Wielokrotnie się ostatnio przekonywałem, że rosyjscy agenci wpływu zrobili Polakom niezłą wodę z mózgu i kierują nas w stronę Idiokracji. Zastosowali w tym przypadku podobną kliszę propagandową jak w czasie wojen bałkańskich z lat 90-tych.



Strategia zastosowana przez Rosję na Wschodniej Ukrainie jest bardzo podobna do tej jaką zastosował Miloszewicz w Chorwacji i Bośni - tworzenie terrorystycznych państewek skupionych wokół miejscowej agentury, przysłanych z centrali sił specjalnych (i wojsk regularnych), kryminalistów i zjebów wszelkiej maści. Tak jak Putin-Hujło wysłał do Doniecka płka Girkina-Striełkowa, tak Miloszewicz wysłał do Krajiny i wschodniej Bośni kapitana Dragana i Jedinicę, jednostkę specjalną MSW. Bośnia miała swoich Karadzicia i Mladiczia, Donieck ma Gubariewa i Bezlera. Zastosowano również ten sam schemat propagandowy "słowiańska, prawosławna" ludność chwytająca za broń przeciwko "faszystom". W przypadku wojny prowadzonej przeciwko Chorwacji eksploatowano do maksimum to, że Chorwaci posługiwali się symboliką z nazistowskiego NDH, w przypadków Bośniaków przypominano dywizję SS Handżar, w przypadku Albańczyków dywizję SS Skanderbeg. Zjeby od Mladiczia miały więc walczyć przeciwko "strasznym nazistom" wspieranym przez "demoliberałów" oraz "islamskich fanatyków". (Na serbskim filmie "Rany" jest scena, w której dresiarze robią włam do wilii reżimowego jugosłowiańskiego prezentera telewizyjnego. Gdy ich nakrywa i pyta kim są, oni odpowiadają: "Jesteśmy bandą faszystowskich najemników oraz islamskich fanatyków, którzy przyszli skopać ci dupę, za te głupoty, które gadasz w telewizji." On odpowiada: "Panowie, dogadajmy się, ja musiałem pojechać do Knina..." :) Na sporą część polskiej prawicy to zadziałało. Do dobrego tonu należy tam m.in. straszenie kalifatem w Kosowie czy też biadolenie o bombardowaniach NATO z 1999 r. Nawet tak antyrosyjski autor jak Waldemar Łysiak dał się na to złapać - zarówno w przypadku Jugosławii jak i Ukrainy.

Przyjrzyjmy się temu jak wygląda wojenna muzyka "atlantystów" :
 Thompson - Boja Cavoglave  Thompson - Anice  Meda - Vellezerit Haradinaj  

Dino Merlin - Da te nije Alija

A teraz wojenna muzyka "euroazjatów":

"Remove Kebab"  Baja Mali Knindza-Crni gavran   Ameriko won

Muzyka normalnych  narodów kontra muzyka narodów zmierzających do upadku. Te klipy mówią więcej, niż tysiące słów...



\

Powyżej: Bojownicy przeciwko "nazizmowi", "islamskiemu terroryzmowi" i "demoliberalizmowi". Poniżej: "kosowski kalifat" :)





W przypadku konfliktu na Ukrainie jesteśmy więc bombardowani opowiastkami o "strasznych banderowskich nazistach" wspieranych przez "żydowskich neoliberałów" przeciwko "prawosławnym Słowianom". Istotnie wśród ukraińskich patriotów występuje fascynacja UPA, tak jak wśród chorwackich patriotów istnieje fascynacja ustaszami. To, że na froncie śpiewano ustaszowskie piosenki i odwoływano się do tradycji Crnej Legiji nie czyniło jednak Chorwacji państwem faszystowskim. Przez większą część okresu niepodległości rządzona była ona przez postkomunistów (takich jak prezydent Tudjman, były partyzant Tity) i liberalną lewicę. (Policjanci służący ekipie Tudjmana zabili w egzekucji szefa nacjonalistycznej, neoustaszowskiej partii HOS, tak jak ukraińscy policjanci od Awakowa zabili Saszkę Biłego z Prawego Sektora.) Moda na ustaszowskie symbole i muzykę Thompsona nie przełożyła się choćby na takie elementarne sprawy jak właściwe upamiętnienie ofiar ludobójstwa dokonane przez Titę.  Chorwacja nie jest państwem  nawet w najmniejszym stopniu faszystowskim - każdy kto tam był na wakacjach potwierdzi.  Tak samo moda na UPA nie przełoży się w żaden sposób na ustrój Ukrainy, tak jak moda na Żołnierzy Wyklętych i Powstanie Warszawskie nie przekłada się w żaden sposób na rzeczywistość polityczną w Polsce. Po prostu czasem fajnie się pozachwycać dawnymi bohaterami (pamiętajmy, że dla nas "Bury" jest bohaterem a dla Białorusinów już "zbrodniarzem" )  i tyle.  Ten kto widzi w takiej fascynacji formacjami wojskowymi z czasów naszych dziadów jakąś zapowiedź faszyzmu, czy to w Polsce, czy w Chorwacji czy na Ukrainie jest albo idiotą albo prowokatorem. Takich ludzi wypada tylko obśmiać, zdemaskować lub uciszyć.


Kiedy przyjdzie czas na Moskwę? Myślę, że tak ją kiedyś urządzą jej mieszkańcy...

środa, 26 listopada 2014

Sny # 17: Kaiser Soeze o wyborach

Ilustracja muzyczna: Happiness of  Marionette - Umineko OST

"Przewietrzcie pokój i odsuńcie się od monitora, bo będzie ostra jazda!"
     Grzegorz Braun



Dzień dobry moje nakręcane małpki! To ja. Kaiser Soeze, wasz skryty manipulator, przywódca polskiego Syndykatu. Piszę tutaj gościnnie, korzystając z tego, że zabezpieczenia na tym blogu są równie słabe jak w systemie PKW. Pisze to ze służbowego komputera w BBN, więc wybaczcie jeśli będą literówki.Dzisiaj chcę się zająć tematem, który ekscytuje ciemny motłoch, który pasę swoją żelazną rózgą oprawioną w zielony, satynowy futerał: wyborami samorządowymi. Jak już stwierdziłem w we wpisie poświęconym Ozjaszowi Goldbergowi  wyniki wyborów ustalam siedząc na kiblu - w ramach rozrywki intelektualnej. Ostatnio co prawda przesadziłem dodając zbyt wiele głosów PSL, ale wasza reakcja była równie zabawna, co medialne materiały żałobne poświęcone tej kamienicy w Katowicach, którą wysadziliśmy. Jestem wspaniałomyślny i szlachetny wobec przeciwników, więc muszę przyznać całkowitą rację doktorowi Targalskiemu (Nyaa!) i temu co napisał w swoim felietonie "Fasada runęła".  Kto nie czytał niech przeczyta. Mnie nie chcę się powtarzać oczywistości. Zwróćmy przy tym uwagę na pewien aspekt rzeczywistości, na który doktor Targalski nie zwrócił uwagi: postPolacy nie zrozumieli co się stało. Myślą nadal, że to był tylko błąd w systemie informatycznym. Zupełnie jak bohaterowie filmu "Idiokracja" wyśmiewający ideę, że rośliny należy podlewać wodą. "Wodą z kibla? Zgłupiałeś? Rośliny potrzebują elektrolitów, więc piją Gatorade!". :)

Nieco zmieniając wątek: wsłuchajcie się w utwór będący ilustracją muzyczną do tego wpisu. (Może was dziwić, że potężny Kaiser Soeze ogląda anime zamiast gejowsko-zoofilskiego pornosa "Czterej pancerni i pies" - opartego na motywach biografii gen. gen.  Jaruzelskiego, Kiszczaka, Siwickiego i Tuczapskiego - ale ja zawsze byłem otaku. Pamiętam jak układając plany III Wojny Światowej w piwnicach siedziby Sztabu Generalnego LWP wymykałem się, by obejrzeć "Załogę G"... To dzięki mnie na Polonii 1 puszczali "Yattamanów", "Gigiego" i "Kapitana Tsubasę". Do moich ulubionych, nowszych serii, należą: "Puella Magi Madoka Magica", "Ikkitousen", "KissXSis", "Yosuga no Sora" oraz "Boku no Pico".)


 Powyżej: To były czasy! Yattamani lecieli w tv...

Co wam mówi ten utwór? Jego tytuł to "Szczęście marionetki". Czy zastanawialiście się kiedyś, czy marionetki są szczęśliwe, że są marionetkami? Patrząc po Ewie Kopacz, Donaldzie Tusku, BUL-u, Ozjaszu Goldbergu i Adamie Michniku - możemy powiedzieć, że są szczęśliwe. A co za marionetkami, które nie wiedzą, że są marionetkami? Np. z Jarosławem Kaczyńskim i jego akolitami łudzącymi się, że nasi sędziowie zapewnią im demokratyczne wybory? Co ze Snowdenem-Winnickim, który postał sobie przez chwilę pod PKW gadając o "obaleniu republiki okrągłego stołu", po czym sobie poszedł, by pogadać o rewolucji i postraszyć banderowcami kolejnego dnia? Co  wreszcie z taką nakręcaną małpką jak Grzegorz Braun, który dał się nam koncertowo zrobić w siedzibie PKW?



Dlaczego mówię o Braunie? Bo zaintrygował mnie jego felieton z ostatniego "Uważam Rze". Pisze on tam, że nasi "zaborcy" i "kolonizatorzy" chcą skompromitować państwo polskie, tak by jego mieszkańcy z ulgą przyjęli rozbiór. Twierdzi m.in., że ci "zaborcy" "Naprawdę robią wszystko, by uniknąć strzelaniny, a nawet podnoszenia głosu". Braun tutaj pozwolił sobie na pewną niekonsekwencję. Całe jego przesłanie mówi, by nie dopuścić do przelewu krwi oraz rewolucji, by zachować biologiczną substancję narodu, siedzieć cicho, robić swoje i się modlić. Pisze jednak w tym felietonie, że "zaborcy" za wszelką cenę chcą uniknąć rozlewu krwi. Rozlew krwi jest więc największą przeszkodą dla ich planów. Masakry na ulicach lemingi nie będą mogły już wytłumaczyć w kategoriach "bałaganu". Skoro dochodzi do przelewu krwi to znaczy, że nie da się już rządzić za pomocą nakręcanych małpek. Zaczyna się rewolucja i można władzę stracić. Czemu więc Braun tego nie zauważa? Bo na szczęście dla mnie i dla Syndykatu, reprezentuje on  mentalność konserwatywno-endeckiej Wspakultury będącą w istocie mentalnością rabina z rosyjskiego sztetłu. "Aj waj! Nie prowokujmy gojów! Aj waj! Zachowajmy substancję biologiczną sztetła! Aj waj spróbujmy się przystosować handlując! Aj waj! Niech młodzi chodzą do synagogi i nie słuchają tych bezbożnych rewolucyjnych idei!". :) Jego hasło Kościół-Szkoła-Strzelnica należy odczytywać jako Stragan-Szkółka talmudyczna-Bożnica, bo ludzie z jego mentalnością skupiają się przede wszystkim na przystosowaniu i dorobieniu się, religię traktują jako ciasny zbiór nakazów i zakazów mający odgrodzić ich od "gojów", a rolę edukacji pełni u nich zgłębianie narodowego Talmudu - Dmowskiego, Konecznego, Giertycha tudzież w porywach jakiś XIX-wiecznych filozofów konserwatywnych, ale to już wyższa Kabała :).  Do tego środowiska nie zawitała jeszcze Haskala, ani tym bardziej syjonizm. Bardzo mnie to cieszy, bo dzięki temu mam gwarancję długich rządów w postPolsce, a w związku z tym będę na tego bloga zaglądał częściej.










Ps. Jędrzej Zdzisław Stefan Jabłoński niejednokrotnie dostarczał mi wiele rozrywki. Toteż z pewnym żalem przeczytałem jego pokpiwania dotyczące faktu mojego istnienia. Jędrzeju Zdzisławie Stefanie Jabłoński - dostarczę Ci dowód. Nie znasz dnia, ani godziny, kiedy się to stanie, ale pewna bardzo miła dziewczyna w krótkiej spódniczce i bez bielizny, zostawi Ci pewnego dnia "ślimaczy ślad" na twarzy. Będziesz początkowo krzyczał z przerażenia a później z rozkoszy :)





Ps. Oferta sprzedaży używanego radia samochodowego Blaupunkt znalezionego na parkingu przed BBN w samochodzie z przypadkiem rozbitą szybą jest wciąż aktualna.

niedziela, 23 listopada 2014

Rosja sojusznikiem Państwa Islamskiego, Braun sojusznikiem duginisty



Na lotnisku Tel Afar, na północy Iraku, na terenach Państwa Islamskiego, lądują samoloty transportowe i przywożą tam tony sowieckiego i rosyjskiego uzbrojenia od "niezidentyfikowanych dostawców" - twierdzi Hakim Zalmi, przewodniczący komisji obrony i bezpieczeństwa narodowego irackiego parlamentu. W połowie listopada na lotnisku międzynarodowym w Bagdadzie wylądował rosyjski samolot transportowy z 40 tonami broni na pokładzie. Lądowanie było niejako wymuszone - wcześniej nie udało się go posadzić na pasie startowym w północnoirackim mieście Suleimani. Fakty są jednoznaczne - putinowska Rosja wspiera Państwo Islamskie dostawami broni, działając z wykorzystaniem pośredników podobnych jak Wiktor But. Rosja ma swoich ludzi wewnątrz Państwa Islamskiego - Czeczenów, wśród których roi się od agentury GRU, FSB i Kadyrowa. Szef operacji Państwa Islamskiego Abu Omar al-Shishani, jest Czeczenem, który służył w gruzińskiej armii (w Abchazji oraz podczas wojny 2008 r.) a później na krótko został aresztowany przez tajne służby Gruzji. Rosja wspierając ISIS chce oczywiście doprowadzić do nowego kryzysu naftowego (znacznego wzrostu cen jej głównego dobra eksportowego) oraz odwrócenia uwagi USA od Ukrainy. Pierwszy cel okazał się totalną klapą - podaż ropy na świecie znacznie przewyższa słabnący popyt, a ISIS udało się zdobyć tylko niewielką część irackich złóż naftowych (złoża syryjskie się nie liczą). Amerykańsko-brytyjska ofensywa lotnicza skutecznie powstrzymała natarcie terrorystów na Irbil. Wspieranie Państwa Islamskiego jeszcze odbije się Putinowi czkawką.

***

Czy świat zmierza w kierunku idiokracji? A czy niedźwiedź sra w lesie? Obejrzyjcie poniższy filmik. Jak różnią się reakcje studentów z Berkeley w odniesieniu do Państwa Islamskiego i do Izraela.





***

Kilka dygresji dotyczących ostatnich wydarzeń w Polsce: Grzegorz Braun od dawna powtarza, że za każdym powstaniem, buntem i rewolucją - od Powstania Kościuszkowskiego po kijowską Rewolucję Godności - stoją zjednoczone ciemne siły: Żydy, masony, Niemcy, rosyjskie służby, Anglicy. Każdy kto robi rewolucję jest więc prowokatorem tych sił, któremu naród nie może dać się sprowokować. Takie przesłanie skierował m.in. do 2 tys. demonstrantów pod PKW. Następnie "na zaproszenie" dostał się do siedziby PKW i zaczął ją "okupować" nie myśląc nawet o zabarykadowaniu się i zorganizowaniu obrony budynku (a jakby przestudiował akcje Samoobrony z czasów rządu Buzka to by zachowywał się mądrzej...). Dwutysięczny tłum, w którym było wielu ludzi wprawionych w zadymach, grzecznie stał przed siedzibą PKW, bo... nie wpuściło go tam kilku policjantów. Braun sam jest sobie winny: jak wtłacza ludziom do umysłów, że muszą być bierni i się nie buntować, bo każdy bunt to prowokacja "niemiecko-banderowskiej żydomasonerii", to ludzie są bierni i się nie buntują a jego biorą za prowokatora ciemnych sił. Zwłaszcza jeśli jako towarzysza sobie wybiera duginistę Rafała Mossakowskiego, człowieka o bardzo podejrzanej reputacji:



piątek, 21 listopada 2014

Grzegorz Brown jak John Brown, ale wojny secesyjnej u nas nie będzie


Zajęcie PKW przez Grzegorza Brauna kojarzy mi się z rajdem na Harpers Ferry dokonanym w 1859 r. przez Johna Browna. Brown zajmując fedaralną zbrojownię chciał wywołać bunt niewolników w Virginii i rozpocząć wojnę domową, która miała zniszczyć niewolnictwo. Braun zajmując PKW chciał "obalić republikę okrągłego stołu". Brown był religijnym świrem i mordercą przypadkowych ludzi, od którego odcinali się nawet czarni abolicjoniści. Braun jest religijno-monarchistycznym świrem opowiadającym dyrdymały o polskich F-16 szykujących się od kilku lat do zbombardowania Iranu, świrem od którego odcina się większość opozycji. Zarówno Brown jak i Braun, mimo swojej nędznej kondycji umysłowej działali jednak w dobrej intencji - z zamiarem  naprawy społecznych krzywd. Brown wytrwał kilkanaście godzin - zanim marines dowodzeni przez Roberta E. Lee i "Jeba" Stuarta nie stłumili rebelii. Rebelia Brauna potrwała kilka godzin - łatwo stłumiona przez policję. Różnica była taka, że Braun był nieuzbrojony, nie wziął zakładników i nawet nie pomyślał o sfajczeniu budynku. Myślał, że władza go nie ruszy. Pod PKW było ze 2 tys. osób, które później spokojnie się rozeszły. PiS ostentacyjnie olał ich protest łudząc się, że następne wybory nie będą sfałszowane. O ile rajd Browna na Harpers Ferry był poprzedzony wydarzeniami Bleeding Kansas i dokonany w aktywnym społeczeństwie, gotowym walczyć o swoje ideały, to "rajd" Brauna odbył się w "narodowo martwej" Polsce, gdzie wszystkim sprawy publiczne wiszą. Żadnego Majdanu tu nie będzie.  W porównaniu z tym co widziałem w Hongkongu nasza "rewolucja" wygląda wyjątkowo marnie. Polska jest po prostu postPolską. Mam do niej sentyment jedynie dlatego, że przypomina mi Polskę o której wielokrotnie słyszałem w opowieściach i z którą zapoznawałem się na kartach dawnych książek.

środa, 19 listopada 2014

Wybory sfałszowane! PSL robi z Polski Donbas


Czy zwróciliście uwagę na zachowanie prezesa (padyszacha? generała-admirała?) Piechocińskiego w piątek przed wyborami? Bardzo nerwowo zareagował na sondaż dający PSL zaledwie 5 proc. poparcia. Jak czytamy: "– Kto zlecił takie badanie? Przedstawiciel telewizji publicznej, w sposób szczególny, odpowiedzialny za to, aby dobrze relacjonować, komunikować i współtworzyć klimat do podejmowania właściwych w demokracji decyzji – mówił Janusz Piechociński. Podkreślił, że teraz „portale przejmują ten sondaż z przekonaniem, że chodzi o elekcję w najbliższą niedzielę".

Po ogłoszeniu exit polls słyszeliśmy z jego ust: ""Niech za rok w kolejnych wyborach słupek PSL-u znów osiągnie 17 proc."

Wynik wynoszący 17 proc. był już i tak zbyt wysoki jak na partię nazywającą wyborców frajerami, partię której ministrowie są wygwizdywani na wiecach. Ale peecwele postanowiły zagrać o więcej.  Doszło więc do totalnego załamania systemu informatycznego PKW, a jak już ogłoszono wyniki, to okazało się, że PSL zabrało PO i PiS zwycięstwo w dziesięciu województwach. Nagle okazało się, że partia mająca 5 proc. poparcia w sondażach zbiera po 40 proc. w wyborach do sejmików.

Do prawdziwie kuriozalnej sytuacji doszło na Kielecczyźnie.


No cóż, kilkakrotnie ćwiczyli scenariusz fałszowania wyborów na Mazowszu, teraz wdrożyli go w całym kraju. Kilka medialnych doniesień:

"W niektórych obwodach np. w powiecie wejherowskim nieważnych jest ok. 40 proc. głosów. W większości błąd polega na oddaniu głosu na więcej, niż jednego kandydata"

"Wojewódzka komisja wyborcza na Pomorzu jest w szoku. Niemal jedna czwarta osób, które wzięły udział w wyborach samorządowych w powiecie malborskim, wybierając swoich kandydatów do Sejmiku Województwa Pomorskiego, wrzuciła do urny źle wypełnione karty!"

"Jak nieoficjalnie dowiedziała się reporterka Radia Gdańsk, są problemy z weryfikacją głosów. Komisje liczyły je ręcznie. Po odblokowaniu systemu, członkowie wprowadzili do niego dane i okazało się, że wyniki… kompletnie się nie zgadzają. Trzeba więc jeszcze raz wszystko przeliczać. "


" masowo napływają sygnały od wyborców, którzy głosowali na danego kandydata, a w wynikach… otrzymał on zero głosów. O jednym z takich przypadków poinformował też Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego."



Przed wyborami doszło do ataku hakerskiego na PKW i wykradziono hasła i loginy jej pracowników. (Była to część cyberofensywy przeciwko Polsce.)  PKW ujawniła zaś w internecie kod źródłowy swojego systemu, ogromnie ułatwiając wszystkim manipulacje.
Jak twierdzi dr Witold Sokała:

"Każdy średnio rozgarnięty student informatyki, a być może nawet średnio rozgarnięty licealista pasjonat jest w stanie wejść na tzw. kalkulator wyborczy (ta część sytemu, która jest zainstalowana w komisjach w terenie), dokonać tam dowolnych zmian w protokołach, przesłać te protokoły na serwer Centralnej Komisji Wyborczej i ten serwer tego nie odrzuci. Przyjmie to do systemu. To oznacza, że można robić rzeczy takie, które testowo robili zaprzyjaźnieni ze mną ludzie, pracujący dla państwa w sferze bezpieczeństwa, ale też pracujący komercyjnie. Oni testowo zrobili takie eksperymenty, jak dodanie jakiemuś kandydatowi na radnego 10 głosów - potem odjęcie. System to przyjmuje. Jeden z moich znajomych zrobił coś takiego, że dopisał swojego szefa jako kandydata na burmistrza. Dzisiaj. I wstawił go do drugiej tury"

Nie bez powodu PKW jeździła na konsultacje do Moskwy, gdzie wymieniano doświadczenia z "organizacji" wyborów.  Nie bez powodów dosypano głosów PSL, partii znanej z dziwnych powiązań biznesowo - służbowych oraz sprzyjania Gazpromowi.

Stanisław Mikołajczyk się w grobie przewraca...

***

Chcących zamienić ze mną kilka zdań na tematy opisywane na tym blogu i nie tylko zapraszam na moje spotkanie autorskie - promocję książki "Vril. Pułkownik Dowbor"  w warszawskim "Tarabuku" w piątek 21 listopada, o godz. 18.00. Powinna być również okazja do zakupu książki. 

niedziela, 16 listopada 2014

Największe sekrety: Steamroller cz. 2: Seapower

Ilustracja muzyczna: Black Sabbath - War Pigs - 300. Rise of an Empire ending

alternatywnie: Lastendconductor - Umineko OST

Dlaczego ta seria "Największych sekretów" została nazwana Steamroller, czyli "walec parowy" lub "walec drogowy"? To aluzja do roli dziejowej Ameryki: walca parowego zgniatającego imperia (a czasem również sojuszników - jak to było z Republiką Chińską, RPA czy Izraelem). W czasie I wojny światowej przejechał się on  po Niemczech, Austro-Węgrzech i carskiej Rosji. W czasie drugiej wojny światowej rozjechał Niemcy, Włochy i Japonię. Podczas Zimnej Wojny zniszczył ZSRR. Wprawką do tych "przejażdżek" była rozprawa z Hiszpanią...

To była w oczach Amerykanów wojna sprawiedliwa. Niezależnie od hektolitrów głupiej propagandy wylewającej się z brukowej prasy Williama Randolpha Hearsta, Hiszpanie sami się podkładali. Podczas tłumienia rebelii na Kubie, wyspie tak drogiej amerykańskim interesom i uczuciom, stworzyli "reconcentrados" - pierwszy w historii system obozów koncentracyjnych. Zginęło w nim z głodu, chorób i z powodu brutalności strażników kilkanaście tysięcy kubańskich cywilów. Hiszpańscy wojskowi, uznawani za światowej klasy specjalistów w tłumieniu rebelii, buntów i strajków, prowadzili tam brutalną, obfitującą w zbrodnie wojenne kampanię antypartyzancką. Sympatia Amerykanów była od początku po stronie kubańskich braci.



Jeśli nawet, ktoś nie był przekonany, że Hiszpanie zasługują na operację z cyklu "Szok i Przerażenie", to z dużym prawdopodobieństwem zmienił zdanie po tym jak USS "Maine" wyleciał w powietrze i zatonął w porcie w Hawanie. Amerykańska propaganda oskarżyła o ten "akt terrorystyczny" hiszpańskich sabotażystów, którzy skierowali na ten okręt minę. W latach 70-tych XX w. komisja US Navy pod kierownictwem admirała Ricovera, zbadała sprawę i uznała, że przyczyną zatonięcia USS "Maine" był wybuch w magazynie węgla, będący prawdopodobnie efektem samozapłonu. Ten "samozapłon" okazał się dla USA dość szczęśliwym zbiegiem okoliczności. Prezydent William McKinley nie mógł już sprzeciwiać się wojnie i przy okrzykach "Remember the Maine!" rozpoczęła się wyprawa przeciwko Hiszpanii.




To była wojna mająca ostatecznie zjednoczyć Naród. Orkiestry wojskowe grały marsze Unii oraz Konfederacji. Dowództwo sprawowali generałowie walczący po przeciwnych stronach w czasie wojny secesyjnej. Wielkim symbolem była obecność na froncie starego konfederackiego generała kawalerii Josepha Wheelera. W 1864 r. jego ludzie byli jedyną siłą opóźniającą shermanowski Marsz ku Morzu. Teraz Wheeler  nie był rebeliantem, był Amerykaninem. W czasie bitwy pod San Juan, gdy zobaczył amerykańskich chłopców atakujących hiszpańskie pozycje, krzyczał jednak z przyzwyczajenia: "Dalej! Spuście łomot tym pieprzonym Jankesom!".



To jednak nie Wheeler został gwiazdą tej kampanii, ale Teddy Roosevelt, dowódca ochotniczego oddziału Rough Riders, z  którym dokonał słynnej szarży pod San Juan, gnając przed siebie na klaczy Texas. Choć jego oddział nie był jednym, który brał udział w zwycięskim ataku, choć losy wojny rozstrzygnęły się gdzie indziej, to Roosevelt, dzięki bombastycznej autopromocji zbudował tam swoją legendę. Legendę, która wprowadziła go do Białego Domu.





Wojna, które zmiażdżyła zidiociałą hiszpańską monarchię była realizacją strategii opisanej przez admirała Alfreda Thayera Mahana, jednego z ojców geopolityki, w książce "The Influence of Sea Power Upon History: 1660–1783". Jego praca zwróciła amerykańskiemu establiszmentowi  uwagę na rolę floty w budowie imperium oraz na konieczność zajęcia strategicznych punktów na mapie świata niezbędnych do prowadzenia przez flotę globalnych operacji. Realizując tą strategię USA dokonały w 1898 r. aneksji Hawajów (w 1894 r. przeprowadzono tam już proamerykański zamach stanu), a w wyniku wojny z Hiszpanią, po błyskotliwym zwycięstwie na jej flotą dokonanym w Zatoce Manilskiej przez admirała George'a Deweya, odebrały jej Kubę, Puerto Rico, Filipiny oraz Guam. USA stały się mocarstwem pacyficznym. W 1903 r. amerykańscy progresywistyczni  finansiści organizują secesję Panamy z Kolumbii  - powstają warunki do zbudowania Kanału Panamskiego, inwestycji o kluczowym znaczeniu strategicznym dla amerykańskiej floty. W międzyczasie sekretarz stanu Hay formułuje "zasadę otwartych drzwi" w Chinach sprzeciwiając się tym samym podziałowi Chin na strefy wpływów przez europejskie mocarstwa. Jednocześnie ci sami finansiści od secesji Panamy (a później od wspierania bolszewików, nazistów, włoskich faszystów, Wilsona i FDR) zaczynają finansować ruch Sun Yat Sena przygotowując się do przeprowadzenia w Chinach rewolucji. (Mała dygresja: nowa książka Jun Chang "Empress Dogawer Cixi" obala mity dotyczące "cesarzowej wdowy" pokazując, że podczas jej panowania poczyniono ogromny postęp na drodze Chin ku nowoczesności.) Jednocześnie USA wspierają Japonię w konfrontacji z carską Rosją, wbijając pierwszy gwóźdź do trumny prawosławnego Imperium Zła.

(Po drugiej stronie Atlantyku, książka Mahana inspiruje kajzera Wilhelma i admirała Tirpitza do rozpoczęcia obłędnego programu zbrojeń morskich i poszukiwania kolonii za wszelką cenę. To popycha Wielką Brytanię i Niemcy do wojny. Zainteresowanych szczegółami odsyłam do znakomitej pracy Roberta Massiego "Dreadnought".)



Jaka jest w tym rola Teddy'ego Roosevelta, bohatera spod San Juan? Ów były stanowy kongresmen z Nowego Jorku, były szef nowojorskiej policji (odnoszący duże sukcesy w walce z przestępczością) został w 1897 r. zastępcą sekretarz marynarki. Położył duże zasługi w przygotowaniach do wojny z Hiszpanią i brał udział w procesie decyzyjnym mającym na celu wysłanie USS "Maine" do portu w Hawanie. Po wybuchu wojny złożył dymisję, by stanąć na czele sfinansowanego przez siebie oddziału ochotników "Rough Riders".  Gdy powraca w glorii bohatera, zostaje w 1899 r. wybrany na gubernatora Nowego Jorku. Niesamowity zbieg okoliczności sprawia, że wiceprezydent Garret Hobart umiera na zawał serca. Jedna z frakcji partii republikańskiej narzuca prezydentowi McKinleyowi  Roosevelta jako kandydata na wiceprezydenta.





McKinley i Teddy Roosevelt wygrywają wybory, ale kolejny dziwny zbieg okoliczności sprawia, że prezydent zostaje w 1901 r. zastrzelony przez polskiego anarchistę Leona Czołgosza. Teddy Roosevelt "z  automatu" zostaje głową państwa, pierwszym progresywistycznym prezydentem USA. Zdobywa ogromną popularność m.in. dzięki walce z trustami oraz odgrywaniu roli mediatora między związkami zawodowymi a przemysłowcami (mimo to ma wciąż poparcie progresywistycznych finansistów  uważających, że to państwo powinno regulować życie gospodarcze - oczywiście w symbiozie z wielkim kapitałem). Jednocześnie intensywnie przygotowuje Amerykę do odgrywania roli supermocarstwa, mocno inwestując we flotę wojenną i budowę Kanału Panamskiego, zapewniając armii "ćwiczenia" w postaci licznych interwencji zbrojnych na Karaibach. Po wywołanej przez finansistów z Wall Street, rynkowej panice z 1907 r., Teddy inicjuje prace nad reformą systemu bankowego USA - powołaniem banku centralnego z prawdziwego zdarzenia. Prezydent tworzy również FBI - jako bicz na wywrotowców oraz... nieuczciwych biznesmenów niszczących środowisko naturalne. (Zadanie utworzenia tajnej policji powierzono  prokuratorowi generalnemu Charlesowi Bonapartemu - z tych Bonapartych, wnukowi króla Westfalii. Co prawda Kongres nie zgodził się na powołanie FBI, ale Bonaparte olał ustawodawców i stworzył Biuro Śledcze wewnątrz struktury Departamentu Sprawiedliwości. Po szczegóły odsyłam do książki "Wrogowie" Tima Weinera.)





Teddy Roosevelt nie szuka reelekcji w 1908 r. Prezydentem zostaje jego współpracownik, były sekretarz wojny, William Howard Taft.  Ku rozczarowaniu Teddy'ego i jego progresywistycznych sponsorów,  Taft (pierwszy prezydent z Bractwa Kości i Czaszki) nie pali się do wdrażania progresywistycznej, imperialnej agendy. Prace nad powstaniem Rezerwy Federalnej - w wersji przyjaznej dla wielkich banków - idą wolno. Wobec tego progresywiści z Wall Street "ustawiają" wybory z 1912 r. Po wielu machinacjach, znakomicie opisanych przez G. Edwarda Griffina w "Finansowym potworze z Jekyll Island" zapewniają swojemu człowiekowi, progresywistycznemu profesorowi Woodrowowi Wilsonowi, nominację Partii Demokratycznej. Jednocześnie Teddy Roosevelt dokonuje rozłamu wśród republikanów i tworzy własną Partię Postępową. Kampanię wyborczą robią mu ci sami ludzie, co Wilsonowi. W efekcie, Roosevelt odbiera głosy Taftowi i Wilson zostaje prezydentem.


Teddy Roosevelt, jedna z ikon amerykańskiego patriotyzmu, był tym prezydentem, który otworzył drogę Wilsonowi i jego "socjalizmowi wojennemu". To również prezydent, który wprawił w ruch "walec parowy". Walec, który ostatnio niestety nieco zwolnił, ale jak na razie się nie zatrzymał.


Powyższa karykatura  z 1912 r. okazała się prorocza w kontekście finansowania rewolucji bolszewickiej przez Wall Street (po szczegóły odsyłam do dzieł Anthony'ego Suttona i Pierre'a de Villemaresta - sprawy te były już tak często wałkowane, że nie ma sensu, bym dublował tych, którzy opisali je tak dokładnie). Wśród progresywicznych, fabiańskich finansistów witających się z Marksem widać Perkinsa, Morgana, Carnegiego, ale również Teddy'ego Roosevelta. 

***

Chcących zamienić ze mną kilka zdań na tematy opisywane na tym blogu i nie tylko zapraszam na moje spotkanie autorskie - promocję książki "Vril. Pułkownik Dowbor"  w warszawskim "Tarabuku" w piątek 21 listopada, o godz. 18.00. Powinna być również okazja do zakupu książki.

poniedziałek, 10 listopada 2014

Największe sekrety: Steamroller cz 1. Birth of a Nation


Ilustracja muzyczna: Akatsuki - Naruto OST

Nie zrozumiecie tego, co się wydarzyło w 1939 r., jeśli nie cofniecie się do korzeni...

Thomas Woodrow Wilson - człowiek, który przyczynił się do odzyskania niepodległości przez Polskę bardziej niż Daszyński czy Dmowski, a mimo to niemal nigdy się nie wymienia jego nazwiska na akademiach z okazji 11 listopada.  Prezydent USA, który zniszczył stary, postfeudalny ład w Europie, zabójca imperiów, jeden z ojców założycieli supermocarstwa, a mimo to przez polską i światową historiografię ukazywany niestety niemal wyłącznie jako naiwny idealista wierzący w to, że można zapewnić całemu światu pokój i demokrację. Rzadko się zdarza, by polityk tak bezwzględny i skuteczny miał tak skrzywiony wizerunek.

Wilson był demokratą tylko z nazwy. To był pierwszy amerykański prezydent otwarcie gardzący konstytucją, uważający że jest ona przestarzała i nieprzystająca do wielkich zadań czekających naród. Ten pionier nauk politycznych, miał na koncie wiele publikacji naukowych, w których rozważał zbudowanie w USA quasi-autorytaryzmu. Gdy w 1913 r. został lokatorem Białego Domu, zaczął wprowadzać swoje pomysły w życie. Katalizatorem tych zmian miała być wojna. Wilson mówił o sobie: "Jestem zwolennikiem pokoju, ale jest wiele wspaniałych rzeczy, które przychodzą do narodu wraz z wojenną dyscypliną". Jego stronnik, finansista George Perkins mówił zaś: "Wielka europejska wojna niszczy indywidualizm i wprowadza na jego miejsce kolektywizm".  Jonah Goldberg, autor znakomitej książki "Lewicowy faszyzm" nazywa Wilsona pierwszym nowoczesnym faszystowskim przywódcą. Ta teza może wydać się szokująca, ale ma pełne poparcie w faktach.

Antyamerykańsko nastawieni neofaszyści zapominają, że Benito Mussolini darzył USA wielkim podziwem, a szczególnie podziwiał prezydenta Wilsona, którego uważał za wzór postępowania. Duce czerpał z filozofii Johna Deweya, Williama Jamesa oraz innych amerykańskich progresywistów. Z tych samych źródeł czerpał Wilson oraz jego obóz polityczny. Zarówno Mussolini jak i Wilson dążyli do mobilizacji oraz ujednolicenia społeczeństwa wokół wyższego politycznego celu. Obaj brutalnie zwalczali polityczną opozycję i deptali prawa obywatelskie, jednakże to w Ameryce Wilsona było więcej więźniów politycznych niż we Włoszech Mussoliniego. Puryści stwierdzą zapewne, że w USA nigdy nie było faszyzmu, bo przecież odbywały się tam wybory, działały partie opozycyjne i niezależne gazety a Wilson oddał władzę dobrowolnie, zgodnie z konstytucją. Problem w tym, że faszyzm nie wyklucza elementów demokracji. W faszystowskiej Japonii w czasie drugiej wojny światowej też działał parlament a w gazetach krytykowano gen. Tojo, który przestał być premierem po przegranej bitwie o Saipan. Każdy kraj ma faszyzm taki jaki wynika z jego kultury i charakteru narodowego. Jonah Goldberg twierdzi nawet, że faszyzm pokazuje prawdziwe oblicze danego narodu. Tak więc nazizm pokazał prawdziwe oblicze Niemców a faszyzm Wilsona prawdziwe oblicze Amerykanów. (W Polsce mieliśmy dwa konkurencyjne faszyzmy: faszyzm piłsudczykowski, czyli faszyzm weteranów Wielkiej Wojny oraz faszyzm endecki, czy faszyzm zjudaizowanej mentalnie części społeczeństwa - prawników, sklepikarzy, księży o mentalności rabinów...).



Co czyniło Woodrowa Wilsona faszystą? Choćby to, że miał swoje "Czarne Koszule", czyli bojówki American Protective League (APL), liczącej 250 tys.  członków organizację mającą za zadanie zwalczać "stronników Niemiec", działaczy antywojennych, antyrządowych lewicowców i związkowców. Bojówkarze z APL nosili ze sobą broń, specjalne odznaki oraz opaski identyfikacyjne. Współpracowali z FBI, mieli prawo podsłuchiwać telefony, dokonywać aresztów. Mogli bezkarnie znęcać się nad przeciwnikami administracji. Często dokonywali linczów na antywojennych związkowcach, rozpędzali ich wiece, łapali osoby, które uznawali za uchylające się od służby wojskowej. Podczas jednej takiej akcji w 1917 r. zatrzymali 75 tys. ludzi na nowojorskich ulicach i wtrącili do prowizorycznych aresztów - okazało się potem, że tylko kilkudziesięciu spośród zatrzymanych rzeczywiście uchylało się od służby wojskowej.



Administracja Wilsona to również czas w którym bezpieczniackie szlify zdobywa J. Edgar Hoover. Nadzorował on z ramienia Departamentu Sprawiedliwości tzw. rajdy Palmera, podczas których aresztowano 500 zagranicznych lewicowców i anarchistów, po czym bez zbędnych formalności i zgłębiania się w takie liberlane przeżytki jak proces dowodowy deportowano ich do Europy. (Prokurator Generalny Mitchell Palmer, odpowiedzialny za tą akcję, miał poważne szanse na dostanie nominacji demokratycznej w wyborach prezydenckich 1920 r. Przeszkodziły mu m.in. kłopoty ze zdrowiem. W trakcie kampanii przedstawiał się jako "100 procentowy Amerykanin".) Sięgano również po inne ograniczenia swobód obywatelskich, usprawiedliwiając to oczywiście wojną. Nakładano rujnujące kary i wytaczano procesy wydawcom, którzy ośmielali się drukować rzeczy sprzeczne z linią administracji. Ukarani zostali np. redaktor naczelny gazety, w której przypomniano słowa prezydenta Jeffersona o tym, że Irlandia powinna być republiką oraz autor materiału poświęconego brytyjskim zbrodniom podczas Amerykańskiej Wojny o Niepodległość. 
Jednocześnie rozkręcano wojenną propagandę, często utrzymaną w "faszystowskiej" lub "socrealistycznej" formie. USA stworzyły wówczas pierwsze na świecie profesjonalne ministerstwo propagandy - Komitet Informacji Publicznej.


Zmiany dotknęły również gospodarki. Rada Produkcji Wojennej, kierowana przez Bernarda Barucha odgrywała rolę ministerstwa planowania gospodarczego. Mobilizowała ona przemysł na potrzeby wojenne. Zatrudnienie w państwowych agencjach wzrosło o ponad 1 mln ludzi. Jednocześnie rząd namawiał obywateli, by konsumowali mniej. Wprowadzano m.in. dni bezmięsne i karano za łamanie tych restrykcji. Urząd kierowany przez późniejszego prezydenta Herberta Hoovera tworzył nawet specjalne wierszyki mające skłaniać dzieci do spożywczych wyrzeczeń. 



Ktoś może się oburzyć, że Wilson i ludzie z jego administracji nie byli faszystami, bo faszyści to przecież "rasiści". Nic bardziej błędnego. Rasizm nie musi być elementem faszyzmu - aż do późnych lat 30-tych włoski faszyzm nie wykazywał rasistowskich tendencji. Administracja Wilsona i amerykańscy progresywiści byli zaś rasistowscy. USA były wówczas krajem segregacji rasowej i państwem które kierując się kryteriami rasowymi nakładało kwoty imigracyjne. Sam Wilson stosował ostrą antyimigrancką, nacjonalistyczną retorykę. Wielu amerykańskich progresywistów z tamtych lat był członkami lub sympatykami Ku Klux Klanu. Sam prezydent Wilson bronił KKK w swoich pracach politologicznych, nie przyjmował czarnych studentów na swój wydział ("by zachować spokój na uczelni") a pierwszym filmem, który za jego kadencji wyświetlano w Białym Domu były "Narodziny narodu" - klasyczny film gloryfikujący Klan. 



Wielu amerykańskich progresywistów z tego okresu było również fanatycznymi zwolennikami eugeniki uważającymi, że istnieją rasy niższe i wyższe oraz w to, że ludzie niepełnosprawni nie zasługują na to, by żyć. Eugeniczni progresywiści działający wspólnie z sufrażystkami mieli obsesję na punkcie dbania o "zdrowie publiczne". Tak właśnie narodził się faszystowski pomysł wprowadzenia prohibicji na alkohol a także... ograniczenia wiekowe dotyczące zawierania małżeństwa w USA. (I od tej pory media narzekają na "epidemię" ciąż wśród amerykańskich nastolatek. Natury ludzkiej jak widać nie da się kontrolować...). Silną kampanię na rzecz wdrażania prohibicji oraz pilnowania "moralności publicznej" prowadził... Ku Klux Klan. Ówcześnie częściej zajmował się biczowaniem alkoholików, niewiernych mężów i kurwiących się nastolatek niż linczowaniem "Negrów" czy paleniem krzyży. 



Powyżej: karykatura przedstawiająca KKK jako obrońcę przeciwko alkoholowi oraz prohibicję jako sojusznika ruchu sufrażystek, a na dole KKK Sekcja Kobieca. 

Amerykanie zmęczeni polityką Wilsona wybrali w 1920 r. "staroświeckich" republikanów. Zaczęto cofać "wielkie zdobycze" ery "wojennego socjalizmu". Amerykańscy progresywiści, w tym plejada bankierów i przemysłowców korzystających na ich dobrodziejstwach (i chętnie inwestujących w Związku Sowieckim, nazistowskich Niemczech i faszystowskich Włoszech), lamentowali wówczas, że USA pozostają w tyle za Sowietami, Niemcami i Włochami jeśli chodzi o postępowe rozwiązania. Marzyli oni o prezydencie quasi-dyktatorze, który to "naprostuje". Ich sny spełniły się dzięki Wielkiemu Kryzysowi w 1933 r. Ale to już opowieść na jeden z kolejnych odcinków serii Największe sekrety: Steamroller.



W następnym odcinku - Seapower - zajmiemy się pełną niezwykłych zbiegów okoliczności karierą Teddy'ego Roosevelta, pierwszego prezydenta progresywisty. 

***

Nie zapominajcie również o mojej powieści: Vril. Pułkownik Dowbor, 21 listopada o godz. 18.00 w warszawskiej knajpce Tarabuk - spotkanie z autorem i promocja książki. Gorąco zapraszam!