piątek, 30 sierpnia 2013

Syria: Szarża lekkiej brygady Camerona, Hit him hard!

Cameron w widowiskowy sposób pokonany w parlamencie, głównie w wyniku rebelii wewnątrz Partii Konserwatywnej. Nie oznacza to jednak zatrzymania interwencji. Jak już wspomniałem brytyjskie siły specjalne i wywiad już de facto w tej wojnie uczestniczą od dawna i to się nie zmieni. Hagel mówi, że USA będą konsultować swoje działania z brytyjskim sojusznikiem. USA dają do zrozumienia, że mogą działać same - ale przecież nie są same. Francja deklaruje już swój udział w interwencji. A działać przecież będą też państwa arabskie, Turcja i (zakulisowo) Izrael. To koalicja wystarczająca dla ograniczonego uderzenia, które spustoszy Syrię. (Twierdzenia o tym, że taki atak wzmocni morale sił reżimu można rozbić o kant d..., no bo co Assadowi po morale - jego ludzie to i tak już "twardy elektorat", który walczy, bo wie że w innym wypadku zostanie zgwałcony analnie i  wypatroszony przez rebeliantów. Ze wzmocnionego morale niewielki użytek, kiedy alianckie samoloty i rakiety rozpieprzą mu sprzęt wojenny oraz infrastrukturę i nazabijają ludzi z najlepszych oddziałów). Izraelski dziennikarz Amir Mizroch twierdzi, że ataki lotnicze zaczną się w sobotnią noc a zakończą we wtorek przed spotkaniem Baraka Barakowicza z Władimirem Pedofilowiczem Putinem.

Tym niemniej ktoś w londyńskim City musi być wk... Tak bardzo chciano tam, by na Syrię posypały się brytyjskie bomby i rakiety a tutaj jacyś biurokraci z parlamentu (następnym razem nie dostaną kasy na kampanię) wszystko popsuli. A już nawet propaganda wojenna fajnie została uruchomiona. Choćby taka fajna okładka "The Economist":


Tak się zastanawiałem nad powiązaniami Camerona, mogącymi wyjaśnić czemu w przypadku Syrii to on stał się spiritus movens wojny. W open source'ie można wyczytać, że to dobrze ustosunkowana, bankierska rodzina. Ciekawostka: sir Ewan Cameron, pra-pradziadek obecnego premiera, był na początku poprzedniego stulecia szefem banku HSBC i odegrał kluczową rolę przy zorganizowaniu pożyczek wojennych dla Japonii gromiącej Rosję w latach 1904-05. Jak widać brał udział w wielkim przedsięwzięciu geopolitycznym, które przyniosło znakomite rezultaty dla Polski.

Tymczasem anonimowi rebelianci z okolic Ghouta pod Damaszkiem przyznali się reporterowi AP, że atak chemiczny sprzed kilku dni był ich robotą. A właściwie wypadkiem. Dostali nową partię amunicji z Arabii Saudyjskiej i nie powiadomiono ich, że to amunicja chemiczna. Wierzcie w to, jak chcecie...

czwartek, 29 sierpnia 2013

Syria: Kurtuazyjne formalności przed inwazją, syryjscy kamikaze

Opóźnienia w planie ataku: Obama mówi, że nie podjął jeszcze decyzji, ale Dan Shapiro amerykański ambasador w Tel Avivie wyjaśnia, że decyzja co do ataku zapadła. Nie ma jej tylko co do terminu i skali. Barak Barakowicz jak widać liczy na to, że przed szczytem G20 zdoła coś ustalić z Putinem. Odpowiedzią Ruskich jest jednak wysłanie okrętów na Morze Śródziemne, ewakuacja swoich ludzi z Syrii oraz rady udzielane syryjskim wojskowym, by się dobrze schowali przed bombami. Inną przeszkodą jest to, że "dane wywiadowcze" wskazujące na to, że Assad nakazał atak chemiczny pod Damaszkiem są równie wiarygodne jak w przypadku Iraku. Ale właściwie, czy potrzebne jest jakieś usprawiedliwienie do ataku? Amerykanów bardziej teraz absorbuje niesmaczny występ Miley Cyrus na VMA niż jakaś tam Syria. Większe problemy ma Cameron - parlament robi mu problemy i chce więcej dowodów, większego udziału ONZ i innych pierdół. Brytyjski premier daje więc tym nudziarzom kilka dni na kurtuazyjne formalności i papierkową robotę. SAS już robi swoje i działa wewnątrz Syrii. Nikt tam parlamentu o zgodę nie pytał, bo w sumie po co?



Syryjskie przygotowania do obrony trwają i koncentrują się głównie  ukrywaniu żołnierzy i czołgów w bunkrach. Gorzej mają siły powietrzne: trudniej im się ukryć. Biorąc pod uwagę to, że izraelskie samoloty jak dotąd swobodnie wlatywały w przestrzeń powietrzną Syrii i swobodnie bombardowały to co chciały przy zerowej reakcji obrony przeciwlotniczej, można się spodziewać, że ten rodzaj oddziałów spotka masakra. Będzie to z pewnością sporą ulgą dla rebeliantów. Syryjskie lotnictwo zapowiada więc użycie swojej supertajnej broni - 13 pilotów kamikaze. Skutek jest łatwy do przewidzenia.

wtorek, 27 sierpnia 2013

Syria: Londyn przewodzi. Ale dlaczego?

Ilustracja muzyczna: British Grenadiers - Girls und Panzer OST






Rebelianci dostali cynk od zachodnich mocarstw, by spodziewać się ataku na Syrię w ciągu kilku dni. Wygląda na to, że decyzja zapadła podczas poniedziałkowej, 40-minutowej rozmowy telefonicznej Obamy z brytyjskim premierem Cameronem. Wygląda na to, że to Wielka Brytania jest główną siłą dążącą do interwencji. (Ciekawe czy to ma związek z tym, że w Londynie ukrywa się przywódca Bractwa Muzułmańskiego? No cóż, z "Tajnego agenta" Conrada powinniśmy wiedzieć, że Wielka Brytania od dziesiątków lat udziela schronienia wywrotowcom wszelkiego rodzaju, by mieć ich pod kontrolą. Zaczęto bodajże od wspierania monarchistycznych, antynapoleońskich, francuskich terrorystów). Royal Navy deklaruje gotowość do uderzenia, na Cypr zlatują się brytyjskie bombowce... Obama wydaje się zwlekał do ostatniej chwili, ale ostatecznie przekonało go załamanie prób mediacji z Iranem - on zawsze traktował problem syryjski jako kartę przetargową w negocjacjach z Teheranem w sprawie programu nuklearnego. Teraz wygląda na to, że jego dyplomatyczna strategia się zawaliła. Kerry zamknął drogę do rozejścia się sprawy po kościach ogłaszając, że sprawców ataku chemicznego (przesądził już o winie Assada) spotka poważna kara. Najprawdopodobniej dojdzie do 48-godzinnego powietrznego blitzu. Coś jak w Iraku w 1998 r., tylko że na większą skalę. Pewnie zostanie zmasakrowana 4 Dywizja, czyli najlepsza część sił Assada. Ewentualne obalenie dyktatora będzie już sprawą sił arabskich - głównie Saudów. Powtarzam jednak: Assad może być równie dobrze zostawiony samemu sobie - nie będą specjalnie starali się go zabić. Jeśli przypadkiem dostanie pociskiem cruise, to jego problem. Nikt nie będzie po nim płakał, a większość ludzi to oleje...

sobota, 24 sierpnia 2013

Syria: prowokacja z sarinem



Na dwa dni przed atakiem gazowym w Ghouta pod Damaszkiem, lokalna rebeliancka milicja przeszła na stronę reżimu. Jej przywódca wystąpił nawet w syryjskiej TV, gdzie składał samokrytykę i mówił jaki to Assad jest fajny. Po co więc siły ludobójczego reżimu miałyby atakować Ghouta? To był przecież już ich teren. W oficjalnej wersji nie pasuje też kwestia tego jak "dostarczono" gaz. Pierwsze relacje mówiły o rakietach. Później nagle świadkowie zmienili zdanie i zaczęli mówić o ataku lotnictwa. Klip z ataku wrzucono na youtube'a już na dzień przed zdarzeniem. Syryjska armia twierdzi, że w Jobar pod Damaszkiem, na terenach odbitych na rebeliantach znalazła duże ilości broni chemicznej. Dowodów nie przedstawia - prawdopodobnie prawdziwa broń chemiczna rebeliantów jest poza zasięgiem, więc wymyśla historyjkę w stylu TVN. I tak nikt, poza jakimiś antyamerykańskimi zjebami im nie uwierzy. Izraelskie służby dają już wrzutkę, że ataku sarinowego dokonała 155-ta Brygada 4-Dywizji reżimowej armii. Hagel mówi, że przedstawił opcje Obamie.  Przecieki mówią o ataku pociskami cruise na syryjskie wojska. Amerykańska armia uaktualnia listę celów w Syrii. Coś mi się jednak widzi, że Barak Barakowicz nie zdecyduje się na działanie - bo tak mu jest wygodniej. Moim zdaniem, powinni jednak czymś przypieprzyć w Damaszek i tereny alawickie - tak pro forma zrzucić na cele wojskowe i cywilne trochę złomu zalegającego w magazynach od czasu pierwszej wojny w Zatoce. Taki mały impuls stymulacyjny dla gospodarki a przy okazji pokazałoby się, że z Ameryką nadal nie warto pogrywać. A później by się to zostawiło...

piątek, 23 sierpnia 2013

Konstanty Miodowicz (1951-2013)


Akurat tego utworu słuchałem, gdy doszła mnie ta wieść...

Zmarł płk Konstanty Miodowicz, poseł AWS i PO, były szef kontrwywiadu UOP, jeden z depozytariuszów tajemnic III RP. Pamiętam go głównie jako członka legendarnej komisji śledczej ds. afery PKN Orlen. Sposób w jaki przesłuchiwał Jana Bobrka i Jolantę Kwaśniewską, jego starcia z Oleksym - po prostu coś pięknego. Jeden z rozgrywających w prowokacji z Anną Jarucką, po 2005 r. stał już w polityce głęboko na uboczu. 1 maja 2013 r. zasłabł podczas spaceru - dostał wylewu i zapadł w śpiączkę. Naturalnym skojarzeniem jest podobny wylew, który sparaliżował posła PSL Józefa Gruszkę, przewodniczącego Komisji Orlenowskiej. Może by ktoś kiedyś zrobił film poświęcony pracom tego poselskiego grona. Dwóch jego członków już nie żyje, (oprócz Miodowicza minister Zbigniew Wassermann - inny członek Komisji Orlenowskiej, minister Antoni Macierewicz bada m.in. jego śmierć) w tle wielkie pieniądze i obce służby, mógłby powstać z tego niezły thriller polityczny...

czwartek, 22 sierpnia 2013

Mubarak na wolności, Manning zmienia płeć, syryjska prowokacja idzie na marne - czy to nie popieprzone?

Zaiste świat się kończy. Mubarak wypuszczony z więzienia (po kiego grzyba była ta cała rewolucja, skoro sytuacja wraca do prawie do punktu wyjścia?), el-Baradei zaraz zostanie do niego wsadzony - do celi obok Badiego - chyba, że ucieknie do domu, za granicę. Manning dostał 35 lat więzienia i już wybrał dla siebie więzienną rolę - każe nazywać się "Chelsea" . Boże jak ten system penitencjarny jest popieprzony! W Norwegii powinni wypuścić Breivika i uczynić go premierem. Byłoby zabawnie.





Powyżej: w sumie Manning wygląda bardziej kobieco od Anny Grodzkiej...

Wracając do Egiptu: USA i UE próbują się jakoś odciąć od junty, ale wciąż nie zdecydowały się na odcięcie jej od kasy. Saudyjski lobbing nieźle działa. Saudom tuż przed zamachem stanu w Egipcie udało się obalić w Katarze starego emira al-Thaniego, sojusznika Bractwa Muzułmańskiego i wymienić go na młodszy prosaudyjski model. 

W Syrii (pamiętacie jeszcze, że jest tam jakaś wojna?) atak z użyciem  gazów bojowych pod Damaszkiem.  1200 osób poszkodowanych. Nasuwa się pytanie: czy nawet taki ćwok jak Assad zdecydowałby się na użycie gazów bojowych wtedy, gdy akurat zwycięża, konflikt znika z czołówek gazet a do Damaszku tego samego dnia przybywają inspektorzy ONZ? Narody Zjedzone jak zwykle nic nie robią. Ale poza Francją nikt nie wzywa do bombardowania Syrii. Baran Obama jak zwykle bezczynny i nie wykorzystuje takiej prowokacji. W Ammanie jest gotowe centrum dowodzenia do operacji "strefa zakazu lotów" i wojny partyzanckiej (pachnie to trochę operacjami CIA z lat '50-tych...), oddziały rebelianów robią wypady przez granicę, ale gen. Dempsey mówi, że USA nie mają interesu, by interweniować, bo rebelianci nie reprezentują amerykańskich interesów. Świat doprawdy stanął na głowie...

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Sny#7: Bezsensowny bonusowy wpis

Dobiliśmy do siódmego odcinka, więc nadeszła pora wyjaśnić, czym jest seria Sny.  Marzenie senne to dla jednych zbiór bezładnie pomieszanych wspomnień, skojarzeń i archetypów, dla innych wrota do naszej podświadomości, stan wyrażający myśli, których z jakichś powodów nie formułujemy na jawie. Dla jeszcze innych sen to pomost do świata niewidzialnego. Seria Sny jest więc wieloznaczna ex definitione. Jedni z Was uznają, że w ten sposób robię sobie jaja z czytelników, inni odkryją tutaj głębokie prawdy. Podchodźcie do tego jak chcecie. Sama nazwa serii  nawiązuje do "Snów" Akiry Kurosawy.

***

Z pozoru wyglądało to na typowy wieczór w spelunce "U Breivika". Nastrojowe, zimne światło, stylowe choć wysłużone meble, ciut zakurzona lada... Dawid Badura, postendecki kumpel Foxa, mieszał składniki drinka w shakerze.
- Zaraz będą zajebiste drinki...- z chytraśnym uśmieszkiem na ustach rzucił do zasiadających przy barze klientów. "Lód i piana to tajemnica barmana" - złośliwa myśl przebiegła mu przez umysł.
Fox i Chehelmut nie zwracali uwagi na ten pokaz barmańskiego kunsztu. Namiętnie ze sobą dyskutowali:
- ... Mówię ci, doktor Targalski jest najzajebistszym analitykiem jeśli chodzi o sprawy polskie, regionalne i światowe i skopałby jaja temu twojemu Bartyzelowi siedzącemu w tych jego archiwalnych, konserwatywno-talmudystycznych szpargałach.... - Fox przekonywał z pasją, bogato gestykulując.


- Hola, hola! Bartyzel ma lasery w oczach i wyrzutnie rakiet w tyłku, poradziłby sobie z Targalskim bez trudu! - głośno protestował Chehelmut, dodając po chwili nieco ciszej: - Co prawda nie jestem integralnym katolikiem tak jak Bartyzel ale uważam, że nie jest skażony neokon...
- I'm gonna shizle your Bartyzel. Targalski potrafi wystrzelić pociski umysłu, trafić Bartyzla z 2 kilometrów w trakcie zamieci śnieżnej i rzucić go na pożarcie swoim kotom...
Stuk! Stuk! Badura postawił drinki na ladzie i zaanonsował swoje dzieło:
- Specjalnie dla Foxa, mój najnowszy drink: "Krwawa Saeko"!!!
- Trochę rozwodniona.... Może byłaby lepsza nazwa "Mokra Saeko"? - Fox przyglądał się szklance ze wszystkich stron, po czym wypił jednym haustem jej zawartość. Chehelmut wziął lekki łyk. Japoński girlsband snuł ze sceny rzewną piosenkę:



"Jestem samotną dziewczyną z Osaki/ I będę bronić dobrego imienia Osaki/Byłam samotną dziewczyną z Osaki/ Płomienie naszej miłości skrzyżowały się/Co mam teraz robić, by bronić dobrego imienia Osaki?...."

Fox z nostalgią w oczach wsłuchiwał się w pieśń i uważnie lustrował wokalistki. Po chwili wrócił do tematu rozmowy:
- Targalski jest konsekwentnie atlantycki...
- Ależ daj spokój, czym jest ten cały atlantyzm, toż cywilizację zachodnią trawi syf i w związku z tym.... - oponował Chehelmut.
- To ty daj spokój. Atlantyzm jest teraz jedynym wyjściem, jeśli weźmiemy pod uwagę, że Rosja jest gwarantem systemu w Polsce. Ale nie bądźmy też bezkrytyczni wobec USA. Mój atlantyzm zawiera bardzo wiele "pacyficznych" elementów. To pacyficzny atlantyzm.
Do rozmowy wciął się Badura:
- A ja mam kompromisową ideę. Pojęcie euroazjatyzmu i atlantyzmu zostało wymyślone przez tego zjeba Dugina. Gdy ponad 100 lat temu Ruscy wymyślili panslawizm, odpowiedzią Polaków była teza, że Rosjanie nie są Słowianami. Teraz powinniśmy więc zbudować własny euroazjatyzm w kontrze do moskiewskiego. Euroazjatyzm łączący Warszawę, Budapeszt, Ankarę i Tokio. Zauważcie, że większość narodów "euroazjatyckich" ma kosę z Ruskimi. Nawet do pewnego stopnia Chińczycy...
- Ależ to genialna idea! Możemy manewrować między atlantyzmem i własnym, antymoskiewskim euroazjatyzmem! - wykrzyknął Fox - Wznieśmy za nią toast tymi rozmoczonymi drinkami. Kampai! Serefe! Na zdrowie!

- Ekhmmm.... - zabawę przerwał im starszy, łysy człowiek, który przysiadł przy barze.
- Konbanwa oyaji. Co cię tutaj sprowadza - zagaił Fox.
- Jestem Rymkiewicz... - w tych krótkich słowach nagromadziła się niesamowita ilość patosu. Ucichły wszelkie rozmowy, ucichł japoński girlsband, a po chwili przez bar przetoczył się szmer:
- Zaraz, zaraz... Co?! Jaki Rymkiewicz!? Co za gówniarz?!
- Rymkiewicz, Rymkiewicz, Rymkiewicz! Poeta - w oczach starca widać było przebłysk klasycznej wielkości.
- Aaaa.... Ryyyyyyymkieeeeeewiiiiiicz! A to co innego, trzeba tak było mówić od razu... - na twarzach barowych gości pojawił się uśmieszek ulgi.
- Jakie chamskie zapożyczenie z "Transatlantyku" Gombrowicza... - szepnął Fox do Chehelmuta.
Rymkiewicz wgramolił się na ladę baru, wyjął z kieszeni spodni pomiętą kartkę, założył okulary i oznajmił:
- Chciałbym wam przeczytać mój najnowszy wiersz. Zatytułowałem go: "Szkarłatny myśliwy"...
W pełen patosu sposób deklamował:

"Jesteśmy łowcami, a oni naszą zwierzyną!
 Nikt nie pamięta nazw zdeptanych kwiatów.
Strącone z niebios ptaki czekają na kolejny podmuch wiatru.
Modlitwa nie przyniesie wyzwolenia.
Tylko wola walki może zmienić ten świat.
Niech twa siła powali szydzących z chęci postępu!
Ta fałszywa rzeczywistość jest dobra dla bydła,
My jesteśmy niczym głodujące wilki!
Przelej upokorzenie w swoje pięści i stań do walki z ciemiężcą!
Niczym łowca gnaj między murami zamku, by dopaść zwierzynę!
Wykorzystaj tę przepełniającą cię chęć zemsty!
Wyciągnij łuk i wystrzel płonącą strzałę!
Szkarłatny myśliwy!"

Sala zaczęła bić Rymkiewiczowi brawa. Nagle uciszył wszystkich Fox krzycząc:
- Ty idioto!!! To przetłumaczony tekst openingu z "Ataku na Tytana"! Jak mogłeś to tak ordynarnie zerżnąć i przedstawić jako własny wiersz!!!




- Ah.... sorry... pomyliłem wiersze... Ten powinien być prawidłowy... - Rymkiewicz nie tracił rezonu. Wyjął z kieszeni spodni drugą pomiętą kartkę i zaczął żywo recytować:

"Budzę się jak zwykle o sennym poranku.
 Mocno zaciskam krawat na szyi swej.
 Gdy wkraczam do klasy,
 z dumy lekko wypinam pierś.
 Podmuch, który otacza mnie każdego dnia... "

- Nawet nie próbuj... - Fox okazywał swoją irytację.
- Spokojnie młody człowieku... - Rymkiewicz zgramolił się z lady - Te utwory może nie są moje, ale wyrażają bliskie mi idee...
- Jakie to idee? - zagaił Chehelmut.
- Odsyłam do ostatniego wywiadu w "Gazecie Polskiej", w którym mówiłem o konieczności dokonania dramatycznego, rejtanowskiego gestu oporu, któremu towarzyszył będzie lekki przelew krwi. Mówiłem tam też, że mord polityczny jest poza dobrem i złem...
- A zwykły mord też... - wolno wycedziła podniecona Saeko Busujima siedząca przy pobliskim stoliku. Towarzysząca jej Yuno Gasai, wymachując nożem w powietrzu, podekscytowana wykrzykiwała: - A jak fajnie! Mogę zabić każdego, kto zagrozi Yukkiemu i mojej miłości do Yukkiego!!!
Trzask! Fox uderzył pięścią w ladę baru i przepełniony irytacją wycedził:
- O czym wy do cholery mówicie?! Jaki "rejtanowski moment"?! Jaki "przelew krwi"?! Chcecie robić rewolucję bez broni?! Skończy się jak w 1846 r. w Krakowie. Albo jeszcze lepiej: kilkuset kiboli zbierze się, pokrzyczy jakieś nieaktualne hasła, porzuca kamieniami i da się aresztować policji... Zresztą pewnie już służby taką prowokację przygotowują, pompują różne "Blood & Honour Białystok Krzysztof Bondaryk Corps.", by wymienić Ryżego na Shitinę czy innego Gowina...
-  Jeśli nawet nie próbujesz, to jak chcesz osiągnąć cel? - spokojnie odparł Rymkiewicz - Nie wymagam byś  podpalał wozy transmisyjne TVN, rób co potrafisz najlepiej. Jedno celne słowo potrafi być skuteczniejsze od tysiąca kul.



-Ekhmmm, ekhmmm... - rozmowę przerwał im na wpół łysy a zarazem rozczochrany dziadyga.
- Tu jest porządny lokal tu się nie charczy! - przywołał go do porządku Badura.
- Jak śmiesz... - syczał starzec. - Jak śmiesz tak się odzywać do tak wybitnego socjologa jak ja...
Chehelmut nagle zbladł i wskazując palcem na dziadygę krzyknął: - O mój Boże! To profesor Zygmunt Bałwan z Taszkienckiego Uniwersytetu Sado-Maso im. Luny Brystygierowej Sodomizowanej Butelką przez Gomułkę!
Bałwan zerwał z siebie garnitur i odsłonił obcisłe skórzano-gumowe body z siateczkowymi elementami. Wyciągnął bicz, strzelił nim w podłogę i zaczął przemawiać:
- Teraz was burżuje, sługusy imperializmu, klerykałowie, faszyści, syjoniści, marionetki kapitału i soldateski, titowskie sprzedawczyki, rewizjoniści, homofoby nauczę mojej teorii płynnej, bo spływającej z kibla do rur kanalizacyjnych, ponowczesności. Albowiem jak nauczał wielki Stal... Aaaaa.... ekhwww...uuuu...aaaaa!!!! - słowotok Bałwana przekształcił się w charczenie, gdy Yuno Gasai wbiła mu nóż w gardło. Krew marksistowskiego "profesora" obryzgała podłogę.
- Aaaa!!! Jak fajnie!!! Yukki będzie ze mnie zadowolony! - szwargotała podekscytowana Yuno.
W oczach Saeko pojawiły się łzy. - Jak mogłaś... - wycedziła łamiącym się głosem - Jak mogłaś zabić tego Bałwana... Sama miałam na to ochotę...


Pan Bóg przypomniał jednak biednej Saeko o swoim istnieniu. Do zwłok prof. Baławana podszedł czarnoskóry duchowny. - Ja być ksiądz Bahobora. Ja potrafić wskrzesiać... - po chwili położył ręce na zwłokach, pomodlił się i tchnął w nie życie. Truchło Bałwana zaczęło drgać. Nie minęła minuta a stanął on na nogi. Ze łzami w oczach mówił: - To cud... Byłem w strasznym miejscu, w którym płonął ogromny ogień i roztaczał się zapach siarki. Zaczęły szarpać mnie demony, gdy nagle zobaczyłem jasne światło z którego dobiegał głos: "Bałwanie, Bałwanie! Daję ci drugą szansę!".
Szast! Saeko cięła Bałwana przez łeb mieczem gen. Muraty. W powietrzu unosiła się krwawa mgiełka a socjolog leżał w kałuży juchy na podłodze.
- Ahhhh... Jestem mokra... - wycedziła Busujima.


 Podekscytowana Yuno Gasai, ciągnąc ks. Bashoborę za rękaw, pytała go: - Czy może ksiądz go jeszcze raz wskrzesić?
- No jasne córko... - ks. Bashobora powtórzył całą procedurę. Bałwan znowu wstał na nogi. Gromko oznajmił swoje ożywienie: - Oh... Alleluja! Pan Bóg znowu dał mi...
Trzask! Yuno przywaliła mu siekierką. Padł na podłogę bez życia.
- Czy ksiądz może go znowu ożywić? - pytała Saeko.


piątek, 16 sierpnia 2013

Egipskie haki na Obamę?



O masakrach w Egipcie nie pisałem, bo założyłem, że jesteście na tyle inteligentni, by właściwie zinterpretować te zdarzenia. Ale mimo wszystko dokonam małego podsumowania dla mniej kumatych: po prostu wojsko robi to, czego go nauczono i nie opierdziela się z islamskim demosem strzelając do niego ostrą amunicją.  To scenariusz znany m.in. z Algierii. Islamski demos też się nie opierdziela. Pomiędzy zwykłymi demonstrantami święcie oburzonymi na brutalność wojska znajdują się uzbrojeni zwolennicy Bractwa. Organizują oni napady na posterunki policji i podpalenia kościołów.  Na Synaju trwa islamska rebelia a wszystko koordynuje tajemniczy Pan X - prawdziwy lider Bractwa, kryjący się za kilkoma figurantami takimi jak Morsi. W takich krajach jak Egipt nie ma w praktyce szlachetnych demokratów (chyba, że mamy na myśli kilku zwesternizowanych hipsterów-intelektualstów). Wybór jest tylko pomiędzy islamskim motłochem a skorumpowaną, socjalistyczną armią. Obama niewiele może w tej sytuacji zrobić. Gen. al-Sisi demonstracyjnie nie odbiera telefonów od niego. Wcześniej pokazywał, że Egipt może się stać rosyjskim sojusznikiem (jak za Nassera). Ma też silne wsparcie Arabii Saudyjskiej, której Barak Barakowicz nie może sobie zrazić.



Możliwe również, że egipskie służby mają haki na Obamę. Saad al-Shater, syn uwięzionego nominalnego przywódcy Bractwa Khairata al-Shatera, twierdzi, że jego ojciec ma dokumenty, które mogą zakończyć prezydenturę Obamy. Dokumentację tajnych rozmów między Barackiem Husseinem i Bractwem. Szalone plotki mówią o porozumieniu przewidującym przekazanie części Synaju Hamasowi w zamian za 8 mld USD dla Bractwa. Inne plotki dotyczą Benghazi. Haków tych może być dużo i z pewnością wymykały się będą zrozumieniu przeciętnego zjadacza chleba z Zachodu. Egipski polityk Mustafa Bakari twierdzi np. że Anne Patterson, amerykańska ambasador w Kairze należy do "uśpionej komórki" Bractwa Muzułmańskiego gdzie została zwerbowana przez Essama el-Ariana lub Muhammada al-Baltagiego.Wcześniej jeden z byłych agentów FBI opowiadał, że szef CIA John Brennan przyjął islam, gdy kierował placówką Agencji w Rijadzie. Normalnie jakichś Homeland...

środa, 14 sierpnia 2013

Polski gniew: 1920. Impel Down Poboga-Malinowskiego

W naszej historii, wbrew zrzędzeniom różnych postpolskich mędrków, są nie tylko elementy męczeństwa (które należy przypominać jako uzasadnienie konieczności posiadania silnego państwa i narodu), ale również wiele momentów triumfu: militarnego, politycznego, cywilizacyjnego, kulturalnego. Wzniosłości i szlachetności triumfatorów często towarzyszą, niczym cień, niższe uczucia. Jednym z nich jest gniew prowadzący do zemsty. Mieliśmy w naszej historii wiele epizodów erupcji tłumionego polskiego gniewu. Epizodów, które wypieraliśmy z naszej narodowej pamięci. Trudno się bowiem ludziom karmionym frazesami o cywilizacji łacińskiej i "nadstawianiu drugiego policzka" przyznać do tego, że gniew ich przodków potrafił zapłonąć krwawą łuną i bezwzględnie niszczyć wrogów... Czas jednak przypomnieć, że były epizody w których (parafrazując Marszałka) "też potrafiliśmy w mordę lać"...



Bitwy stoczone w 1920 r. na szerokim froncie od Płocka po Lwów są słusznie powodem naszej dumy. Sprawiliśmy bolszewików krwawy pogrom - klęskę militarną, której skalę przebił dopiero blitzkrieg z 1941 roku. Benedykt Hertz  pisał wówczas, w swoim wierszu "Cud nad Wisłą, czyli polska młócka":



"Zapędziły się psie juchy pod samą Warszawę, 
lecz im nasze bractwo dało galantną odprawę. 

Ref. Dalej, do dzieła! 
Jeszcze, nie zginęła! 
Pokój z Sowietami 
spiszem bagnetami. "



Jednym z uczestników tego wiekopomnego zwycięstwa był młody porucznik Władysław Pobóg-Malinowski. Później został on znanym historykiem, autorem pomnikowej "Najnowszej historii politycznej Polski 1864-1945". Pobóg-Malinowski - wielki antykomunista, polski patriota, piłsudczyk, oficer polskich służb wywiadowczych w okupowanej przez Niemców Francji,  znakomity emigracyjny pisarz. Nadczłowiek. W 1920 r. miał zaledwie 21 lat i straszne wspomnienia z ogarniętej bolszewickim szaleństwem Rosji. Po zwycięskiej bitwie zyskał okazję do zemsty. Oto w jaki sposób znęcał się nad bolszewickimi jeńcami:





"
Zaczęło się od 50 uderzeń rózgą z drutu kolczastego, przy czym powiedziano im, że jako żydowscy najmici nie wyjdą żywcem z obozu. Ponad 10 umarło z powodu zakażenia krwi. Później na trzy dni pozostawiono jeńców bez jedzenia i zakazano pod karą śmierci wychodzić po wodę. Dwóch rozstrzelano bez jakiejkolwiek przyczyny. Prawdopodobnie groźba zostałaby spełniona i żaden z Łotyszy nie wyszedłby z obozu żywy, gdyby zarządcy obozu – kapitan Wagner i porucznik Malinowski – nie zostali aresztowani i oddani pod sąd przez komisję śledczą.
Już podczas rokowań pokojowych w Rydze byli więźniowie Strzałkowa w zbiorowym liście napisali do sądu, który rozpatrywał sprawę Malinowskiego: „Chodził po obozie w towarzystwie kaprali uzbrojonych w bicze uplecione z drutu kolczastego. Temu, kto mu się nie spodobał, kazał kłaść się do rowu, a kaprale bili tyle, ile im kazano. Tych, którzy prosili o litość, zabijał strzałem z rewolweru. Zdarzało się też Malinowskiemu bez przyczyny strzelać do więźniów z wież strażniczych”.
Por. Władysław Pobóg-Malinowski odsiedział za swoje ekscesy krótki wyrok. Nie był on jednak jedynym, który wówczas podążał drogą polskiego gniewu i krwawo dawał się we znaki obcoplemiennym najeźdźcom. Nie doszło do inspirowanych przez państwo represji wobec sowieckich jeńców, ale zdarzały się przypadki "ludowej sprawiedliwości". Żołnierze wyzwalający polskie miasta i wioski zapoznawali się na miejscu z dowodami bolszewickiego terroru.  Zmasakrowane szpitale polowe, oficerowie wbijani na pal, zwłoki ze śladami tortur, zgwałcone kobiety, sprofanowane kościoły... To wszystko musiało oddziaływać na ich psychikę i skłaniać do działania. 

Do największego aktu zemsty doszło 24 sierpnia.  Rozstrzelano pod Mławą 200 krasnoarmiejców z 3-go Korpusu Kawalerii Gaja Chana. Udowodniono im wcześniej zakłucie szablami polskich jeńców.  Skala polskiej zemsty jest trudna do oszacowania. Niejako z "automatu" wykańczano walczących po stronie bolszewickiej Chińczyków, wieszano komisarzy i rozwalano bandytów z osławionej Armii Konnej.  Jeden z bolszewików wspominał: "„Dowódca pułku zebrał wszystkich mieszkańców wioski i kazał pluć i bić prowadzonych przez wieś jeńców. Trwało to około pół godziny. Po ustaleniu tożsamości, a okazało się, że są to żołnierze 4. husarskiego pułku Armii Czerwonej, nieszczęśnicy zostali rozebrani do naga i w ruch poszły nahajki. Później ustawiono ich w rowie i rozstrzelano tak, że mieli oderwane niektóre części ciała. " Komendant obozu jenieckiego w Brześciu mówił przybyłym do jego "pensjonatu" krasnoarmiejcom: " Wy, bolszewicy, chcieliście odebrać nam naszą ziemię, więc dostaniecie ziemię. Nie mam prawa was zabić, ale będę tak karmił, że sami wyzdychacie ".

Następnym razem gdy przyjedzie do naszego kraju Putin, proponuje by wznosić okrzyki: "Do Tucholi! Do Tucholi!" :)

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Robert Larkowski (1966-2013)



Ilustracja muzyczna: 2pac  "Changes"

20 lipca zmarł Robert Larkowski. Jeden z moich Adwersarzy. Niektórym z czytelników znany jako mimowolnie megazabawny narodowy obrońca Putina ("W Polsce rusofobia za sprawą komentatorów w typie Huberta Kozieła osiągnęła poziom magla i kloaki"), autor poświęconego mi tekstowi o wiele mówiącym tytule  "Replika Idiocie". Larkowski w sumie był postacią tragiczną, ale jego perypetie dostarczały rozrywki tysiącom netowych trolli. Jego śmierć nabrała już nimbu tajemniczości - można znaleźć w necie wpisy typu "Tajemnicza śmierć Larkowskiego", "Kto skorzystał na śmierci Larkowskiego" czy "Robert Larkowski zabity przez judeo-satanistów". Cóż może być tajemniczego w zgonie gostka, który był na marginesie marginesu życia politycznego w Polsce? Na kilka dni przed śmiercią zaczęły się pojawiać na facebookowym profilu Xpornchan.pl/b/ (profil zdjęty, a wcześniej chętnie przeze mnie czytany ze względu na żarty z Falangi, Cyraniaka i Larkowskiego) niesmaczne "dowcipy" o tym, że Larkowski popełnił samobójstwo. (Rozwaliła mnie grafika przedstawiająca Larkowskiego jako Ouroborosa zjadającego własny ogon.)  Koleś zmarł na zawał serca - niezdrowe odżywianie, problemy z alkoholem, nerwowość, upały i jego przejęcie się trollingiem (Larkowski miał bardzo kruchą psychikę) złożyły się na jego zgon. "Wielki Narodowy Publicysta" zginął niczym brytyjska nastolatka poddana cyberbully'ingowi. Muszę w tym miejscu uderzyć się w piersi. Sam bowiem nieźle go swego czasu obśmiewałem. Śmieszyły mnie np. memy "Robert Larkowski ma głos w moim internecie". Przyznam też, że niestety nie potrafię utrzymać powagi czytając teksty wspominkowe o ś.p. Robercie Larkowskim, które mają budować jego legendę. Rozwalają mnie choćby takie fragmenty:

"Gdzieś parę tygodni temu, na blogu w NE jeden z komentatorów zwrócił Larkowskiemu uwagę na to, że ten pisze dużymi literami, a co jest odbierane przez czytelników, jako „krzyk”. Larkowski odpowiedział, że zepsuła mu się klawiatura i nic nie może zmienić. Na to odpowiedziano mu z kolei, że powinien wbić zapałkę na klawiszu shift i w ten sposób będzie miał na stałe „małe” litery. Larkowski nie zareagował i pisał dalej versalitas."

 "Nie wiemy, czy Larkowski został otruty, czy też jedynie zamęczony na śmierć przez bojówkarzy cywilizacji wojtylian."

"Robert Larkowski jako ciągle wzrastający w popularności publicysta narodowy stał się niebezpieczną przeszkodą dla takich „endeków” przyszłej koalicji, jak Ziemkiewiczów, Wildsteinów, Winnickich, Zawiszów etc., który jako taki mógł zebrać obok siebie jemu podobnych i w takiej większej grupie dokonać destrukcji w politycznych planach żydoendeków."

Polecam też wspomnienie o Larkowskim autorstwa jego przyjaciółki Natalii Julii Nowak. A poniżej zdjęcia z pogrzebu.


Robercie Larkowski - gdzie teraz jesteś? Czy napychasz się mięsiwem w Walhalli? Czy też kształcisz się w Akademii Shinigami na następcę porucznika Omeidy z Drugiej Dywizji Armii Gotei 13? Czy też może trafiłeś do Hueco Mundo i zostałeś Arrancarem? (Strach pomyśleć jak wygląda Twoja forma Resurection...) Niezależnie gdzie trafiłeś "ariokatoliku", będzie nam Cię bardzo brakować...

[*]
 

piątek, 9 sierpnia 2013

Największe sekrety: Człowiek, który wywołał drugą wojnę światową

Kiedy i gdzie zaczęła się druga wojna światowa? Większość z Was odpowie pewnie, że 1 IX września 1939 r. na Westerplatte lub w Wieluniu. Niektórzy wskażą pewnie 26 sierpnia 1939 r. i Przełęcz Jabłonkowską. To oczywiście błędne odpowiedzi. Druga wojna światowa zaczęła się bowiem w 1937 r. w Chinach. Większość entuzjastów tematu poda datę 7 lipca 1937 r. i miejsce: Most Lugou (Marco Polo) na obrzeżach Pekinu. Doszło tam wówczas do wciąż niewyjaśnionego incydentu: wymiany ognia pomiędzy japońskim oraz chińskim posterunkiem, po której Imperialna Armia Japońska zajęła Pekin i Tianjin, dwa największe miasta na chińskiej północy.

To jednak nie oznaczało jednak jeszcze rozpoczęcia wojny. Japonia oderwała wówczas, niemal bez walki, kolejną po Mandżurii (przejętej w 1931 r.) północną prowincję Chin. Imperialny Sztab Generalny nie chciał wówczas zaangażować się w inwazję Chin na pełną skalę. Ograniczał się tylko do poszerzenia stanu posiadania na północy (zresztą Pekin i Tianjin Japonia mogła wykorzystać później jako kartę przetargową w negocjacjach politycznych z Chinami). Aż do połowy sierpnia 1937 r. oficjalne japońskie plany wojenne mówiły wyraźnie, by ograniczyć interwencję jedynie do północy Chin i by pod żadnym pozorem nie wysyłać wojsk do Szanghaju. Również Czang Kai Szek i Republika Chińska nie dążyły do wojny z Japonią.




Czang chciał zyskać na czasie, by zmodernizować swoją armię. Północne prowincje były dla niego świeżymi nabytkami i ceną możliwą do zapłacenia za uniknięcie starcia w niekorzystnych warunkach (Mandżuria była podporządkowana rządowi nankińskiemu dopiero od 1929 r. - faktycznie rządzona była jednak przez lokalnego watażkę). Jak więc do tego doszło, że w sierpniu 1937 r. doszło do wojny na pełną skalę między Chinami a Japonią?

Ilustracja muzyczna: Faylan - Blood Teller


W lipcu 1937 r. szczególną aktywność przejawiał generał Zhang Zhizhong, dowódca okręgu wojskowego obejmującego Nankin i Szanghaj. Kilkakrotnie depeszował do Czanga prosząc o pozwolenie na zaatakowanie słabych japońskich sił w Szanghaju. Czang za każdym razem odmawiał. Sznaghaj to gospodarcza i finansowa stolica Chin. Generalissimus nie chciał, by miasto stało się polem bitwy. Wcześniej usunął nawet z tej metropolii część chińskich sił zbrojnych, by nie dawać Japończykom pretekstu do zbrojnej prowokacji. Gen. Zhang łamiąc rozkazy Czanga przystąpił jednak do akcji.


9 sierpnia 1937 r. wybrany przez niego oddział dywersyjny zastrzelił na szanghajskim lotnisku Honqiao porucznika i szeregowca japońskiej piechoty morskiej. Przy bramie lotniska zostawiono zwłoki więźnia przebranego w chiński mundur. Japończycy, świadomi słabości swoich sił w tym rejonie starali się początkowo złagodzić konflikt, ale gen. Zhang nieustannie domagał się od Czanga rozkazów nakazujących ofensywę przeciwko siłom japońskim. Przywódca Republiki Chińskiej oponował. Mimo to 14 sierpnia 1937 r. chińskie samoloty zbombardowały u wybrzeży Szanghaju japoński okręt flagowy Izumo.


Powyżej: Japońska flota na rzece Huangpu, w oddali widać szanghajski Bund

 Czang nakazał wstrzymać walkę, gen. Zhang wydał jednak kłamliwy komunikat prasowy mówiący, o tym że japońskie samoloty zbombardowały Szanghaj. Wojny już nie dało się powstrzymać. Przez kilka następnych miesięcy w rejonie Szanghaju i Nankinu toczyła się bitwa, w której Republika Chińska zaangażowała 73 ze swoich 180 dywizji. Siły te zostały rozbite.




 Chińczycy stracili ponad 200 tys. zabitych, rannych i jeńców, japońskie straty wyniosły 26 tys. ludzi. Przepadły pieczołowicie budowane lotnictwo i flota Republiki Chińskiej. Japońskie wojska w grudniu zajęły stolicę - Nankin urządzając tam rzeź, w której zginęło od 100 tys. do 300 tys. ludzi.






Czemu gen. Zhang dokonał prowokacji rozpoczynającej drugą wojnę światową? Bo takie dostał rozkazy od mocodawców. Zhang był ukrytym członkiem Komunistycznej Partii Chin. W 1925 r. był wykładowcą w Akademii Wojskowej w Whampoa, gdzie większość personelu stanowili Sowieci. Gdy doszło do rozłamu pomiędzy KMT i komunistami, miał prawdziwy dylemat: chciał otwarcie przejść na stronę komunistów, ale sowieckie służby nakazały mu być uśpionym agentem. Spisał się w tej roli znakomicie. Stalin był zaniepokojony japońską ekspansją w Mandżurii i północnych Chinach. Uważał ją za zagrożenie dla ZSRR. Postanowił więc wciągnąć Japończyków w długą w wojnę w Chinach. (To, że w 1939 r. Japonia miała agresywne zamiary wobec ZSRR jest propagandową sowiecką bzdurą. To Sowieci byli agresorami pod Chałchyngoł i nad jeziorem Hasan. "Osiągnięcia" RKKA w obu starciach są zaś totalnie zakłamane. Polecam lekturę znakomitego, obalającego wiele mitów "Twardego pancerza" Bieszanowa.)



Japońska inwazja na Chiny okazała się też darem niebios dla chińskich komunistów. Mao snuł plany podziału Chin pomiędzy ZSRR i Japonię - do czego zainspirował go pakt Hitler-Stalin. (Chen Duxiu, założyciel KPCh, wystąpił z Partii zniesmaczony właśnie paktem niemiecko-sowieckim oraz ich wspólnym atakiem na Polskę.) Podczas gdy Japończycy wyniszczali wojska Kuomintangu, siły komunistyczne kolaborowały z okupantem przygotowując się na powojenną rozgrywkę. Gdy w 1972 r. japoński premier Tanaka Kakuei przepraszał Chińczyków za japońską inwazję, Mao odpowiedział mu, że nie musi przepraszać, bo japońska agresja była dla niego wielką pomocą.

Ps. Zainteresowanych tematem odsyłam do znakomitej biografii "Mao" autorstwa Jung Chang i Jona Hallidaya a także książki "Chiny 1946-49" autorstwa Jakuba Polita. Zwłaszcza ta druga pozycja pokazuję rolę uśpionych agentów w KMT w militarnym zwycięstwie komunistów w Chinach a także pokazuje jak gen. Marshall oddał Chiny czerwonym.

środa, 7 sierpnia 2013

Chiny - relacja z wielkiej podróży



"Spoza gór i rzek wyszedł Czang Kai Szek..."

Ilustracja muzyczna:  安心亞 - 愛的動名片 官方完整

Ludowo-Turbokapitalistyczna Władza ChRL blokuje niestety Face'a i Blogspota, więc nie dawałem przez jakiś czas znaku życia w necie. Ale jak widzicie jestem z powrotem, bogatszy o liczne doświadczenia i obserwacje. Wyjazd był tym bardziej udany, że dochodziło w nim do interakcji z miejscowymi - w Nankinie poznaliśmy np. chińskich hipsterów :)

1. Przede wszystkim muszę napisać, że Chineczki są miluuuuutkie (fajnie okazują emocje, zwłaszcza gdy są narąbane, czyli po wypiciu dwóch małych, słabych piw "Tsingtao"). Zaczyna mi już brakować ich skośnych, czarnych oczu. :)





Miejscowi często zachowywali się wobec nas przyjaźnie - i choć w naszej podróży odwiedzaliśmy głównie duże miasta (Pekin, Szanghaj, Nankin) można było u nich zauważyć fascynację Białymi. Dwa razy przypadkowi ludzie prosili nas o wspólne zdjęcie - może nas pomylili z jakimiś zachodnimi celebrytami? :) (Blondwłosa Amerykanka, nieco w typie Taylor Swift, spotkana w hostelu w Szanghaju mówiła, że jej cały czas robili fotki komórkami).  Oczywiście fascynacja Białymi kończy się w metrze - tam nikt nie zna litości, a wszyscy się tłoczą do wejścia do wagonu jak chamstwo, które po raz pierwszy zobaczyło stolycę.

Apropos spraw rasowych. Do zabawnej sytuacji doszło, gdy do wagonu pekińskiego metra wszedł Czarny. Wówczas nagle usłyszeliśmy jak Chińczycy mówią między sobą: "Nigger, nigger!". Trochę nas to zszokowało. Czyżby byli aż tak zafascynowani kulturą hip-hop? Później jednak nam wytłumaczono, że to słowo znaczy "ten, tamten" i nie ma żadnego rasistowskiego podtekstu.

Oczywiście typowy Chińczyk ma pojęcie o Europie mniej więcej takie same lub jeszcze niższe jak typowy Europejczyk o Chinach. Niewielu ludzi tam kojarzy, gdzie jest Polska. Chińczycy coraz chętniej podróżują za granicę, ale jest to kraj nadal stosunkowo izolowany - niewielu z nich zna jakikolwiek obcy język, a jeśli już dogadamy się z nimi po angielsku, będzie to najczęściej "chinglish". To kraj na tyle duży, by żył swoim własnym życiem.

2. Truizmem jest napisać, że Chiny to kraj wielkich kontrastów. Z jednej strony szybko bogacące się społeczeństwo wschodnich prowincji, z drugiej biedniejszy interior (polecam przechadzkę "mniej turystycznymi" hutongami w Pekinie). Podziw wzbudza ich infrastruktura. Szybki i stosunkowo przystępny cenowo pociąg pokonuje trasę Pekin-Szanghaj (prawie tyle samo, co Warszawa-Ateny) w 3-5 godzin. Jedzie więc krócej niż Intercity Warszawa-Kraków! W Pekinie mają ponad dwadzieścia linii metra - sprawnie obsługujących miasto o powierzchni podobnej jak Belgia. Stale widzieliśmy też przejawy smartfonowej manii Chińczyków - nie rozstają się oni na krok z tymi odmóźdżającymi zabawkami. A jednocześnie widać wciąż w Chinach oznaki zapóźnień cywilizacyjnych - np. niebezpieczną dla europejskich żołądków wodę w kranach, stan niektórych toalet, czy ruch uliczny w którym nikt nie przestrzega zasad - a policja nie reaguje (ale można się do tego wszystkiego łatwo przyzwyczaić).

3. Miastem zdecydowanie "number one" okazał się dla mnie Szanghaj. Kontrast pomiędzy piękną architekturą nadrzecznej promenady Bund - drapaczami chmur z lat '30-tych a zapierającą dech w piersiach wyspą wieżowców Pudong - to coś, czego po prostu trzeba zakosztować. Pekin też ma swój klimat. Oprócz pocesarskich zabytków wrażenie robią zwłaszcza hutongi. Nankin trochę rozczarowuje, bo nie zostało tam wiele starej zabudowy, ale niesamowitym przeżyciem była przechadzka po północy po grobowcach Mingów, na wzgórzu górującym nad miastem. Klimat jak w filmach typu "Chińskie duchy" :)







4. Sprawy polityczne. Niech ilustracją będzie fragment rozmowy z naszą koleżanką z Pekinu:

Koleżanka: No to, gdzie idziemy?

Kolega: Możemy iść wszędzie. To przecież wolny kraj.

Koleżanka: Oj, nie mówmy lepiej o polityce...

O cenzurze netu już wspomniałem, ale jak się okazuje są tam ludzie, którzy potrafią ją obejść  a i cenzorska machina się czasem zacina. A., dziewczyna z Tajwanu mieszkająca i prowadząca interesy w Szanghaju: "Moi koledzy z pracy ciągle gadają o polityce  i bez żadnego skrempowania krytykują chiński rząd. Ciągle tylko trajkocą: mamamamama.... Nie ma tutaj co prawda wejścia na Facebooka, ale mamy własnego Face'a czyli Weibo. Tam ludzie o dziwo dyskutują dosyć swobodnie o władzach, a wpisy są kasowane tylko w święta państwowe. W inne dni nikt ich nie rusza".




Chcesz kupić bilet kolejowy? Musisz pokazać paszport (miejscowi muszą pokazać paszport wewnętrzny). Bez pokazania paszportu nie dostaniesz się na peron na dworcu, nie wymienisz waluty, nie wejdziesz nawet do Muzeum Wojskowego w Pekinie. Na stacjach metrach maszyny do prześwietlania bagażu jak na lotniskach. Sprawdzane są tam nawet damskie torebeczki. Zwracam uwagę Chińczykom, że w Europie czegoś takiego nie ma. Mój współpasażer z pociągu wyjaśnia: "Bo to niepotrzebne. Te urządzenia są wszędzie zainstalowane dlatego, że ich producent  jest kumplem szefa Partii".

Muszę jednak pochwalić za coś chiński aparat bezpieczeństwa. W jednej z pekińskich knajp próbowano nas ordynarnie oszukać zawyżając rachunek (dopisując 30 juanów napiwku, czyli czegoś, co jest w ChRL nielegalne). Skoczyliśmy więc na pobliski posterunek. Tam sobie siedzą wyluzowani policjanci, jak na filmach z Hongkongu. Jeden z nich na szczęście trochę rozumie po angielsku. Wyjaśniamy mu o co chodzi. Cała policyjna ekipa udaje się do złodziejskiej knajpy. Żądają faktur i przy okazji okrywają, że za dużo nam policzono za piwo. Odzyskujemy pieniądze. A później się zastanawiamy, czy tych dwóch frajerów próbujących nas w tak głupi sposób oszukać trafiło do łagru za tą marną garść juanów...

Ilustracja muzyczna

5. Kolejna garść chińskich absurdów:  pornografia i prostytucja są tam oficjalnie zakazane i obciążone ciężkimi karami, ale dziwkarstwo kwitnie. W Szanghaju, gdy toczyliśmy się z bagażami w 40-stopniowym upale przez Nanjing Lu, co chwila podchodziła do nas panienka lub alfons proponujący nam "sexy massage". W Pekinie, w bardzo pięknym zakątku nad jeziorem Hohai przechodziliśmy obok lokalu, w którym panienka tańczyła na rurze przy otwartych drzwiach. Tyle jeśli chodzi o wpływ prohibicji na moralność publiczną :)

Naprawdę mnie zaszokowało jednak co innego. W Szanghaju, w pobliżu ich "starówki" zaczepiają nas trzy dziewczyny w wieku gimnazjalno-licealnym. Trzy słodko i uroczo wyglądające przyjaciółeczki z parasolkami przeciwsłonecznymi proszą nas o to, by zrobić im fotkę ich aparatem. Ot, są turystkami z innej części Chin. Później zaciekawione, w podejrzanie dobrej angielszczyźnie, zadziwiająco asertywnie wypytują nas z jakiego kraju jesteśmy, co robimy w Szanghaju, dokąd idziemy itp. "Do parku Li Liyuan". Wszystkie trzy chóralnie odpowiadają: "Nie idźcie tam! Tam jest tłoczno!". Dziękujemy im i oddalamy się. Rozumiemy, że to naciągaczki, które chciały nas sprowadzić do jakiegoś lokalu. Jestem jednak zaszokowany, że pomyliły mnie z Romanem Polańskim...

 6. A., nasza przyjaciółka z Tajwanu mówi: "Chiny przechodziły przez cykliczne okresy podziałów i jednoczenia. Teraz znowu są podzielone. Mamy Chińczyków z kontynentu, Tajwanu, Hongkongu, Macao i Singapuru, którzy są ze sobą skłóceni". Mimo to widać "odwilż" w ich polityce historycznej. Oczywiście na straganach pełno jest gadżetów z Mao, ale traktowane są one jako modne starocie. W maoizm nikt już chyba na bogatym Wschodzie Chin nie wierzy. Nikt też nie chce rozmawiać o Przewodniczącym. Zapadła tutaj kurtyna milczenia. Co ciekawe widać jednak też gażdety z.... Chang Kai Szekiem. W Nankinie kupiłem sobie karty z nim i jego wspaniałą żoną Song Meiling. W Pekinie widziałem figurki przedstawiające Mao i Czanga wspólnie siedzących, uśmiechniętych na ławeczce. :)




 Na CCTV puszczają dużo seriali historycznych, szczególnie dotyczących XX w. Nie rozumieliśmy dialogów, ale z lubością rano oglądaliśmy. Widzieliśmy m.in. ich film dotyczący wojny domowej, w którym pokazano obie strony jak Amerykanie pokazują przeciwników z wojny secesyjnej - generałowie Kuomintangu przedstawieni tam zostali jako sympatyczni i godni szacunku ludzie. Podobał nam się też nieco kwaśny serial, w którym jakiś chiński agent w latach '40-tych chodził w amerykańskim mundurze i infiltrował ich służby. Była tam też taka fajniutka sucz z bezpieki Kuomintangu znęcająca się nad komunistami :) Szkoda, że TVP tego nie zakupiła zamiast "Naszych ojców, dziadków Tuska...", A 1 sierpnia w Chinach wielkie święto - dzień założenia ichniej Armii Czerwonej. Z tej okazji w TV wielka gala, na której ich popularne aktoreczki i piosenkareczki ubrały się w mundury. Uderzył mnie tam wzruszający fragment, gdy jakaś wiejska dziewczyna ze łzami w oczach dziękowała albo coś wyznawała żołnierzowi (?). Propagandowe mistrzostwo - zwłaszcza w narodzie lubiącym proste rozrywki.




Jeśli już jesteśmy przy polityce historycznej, to muszę wspomnieć o Miejscu Pamięci Masakry Nankińskiej. To muzeum to wielki kopniak w jaja dla Cezarego M. i innych mądrali, którzy zawsze przed 1 sierpnia zżymają się na "historyczną nekrofilię", "kult klęski", "powstańczy obłęd" itp. Okazuje się bowiem, że drugie supermocarstwo świata na tym buduje właśnie swoją politykę historyczną.




Olbrzymie i bardzo nowoczesne muzeum robi niesamowite wrażenie, oddziałuje na wyobraźnie i chwyta za serce (znalazło się tam miejsce m.in. na pokazanie odkopanego masowego grobu z dziesiątkami szkieletów). Co ciekawe, ekspozycja nie jest napastliwie antyjapońska i kończy się akcentami pokazującymi, że przyjaźń między oboma narodami jest możliwa. No cóż, mimo historycznych zaszłości, anime jest w Chinach bardzo popularne - o czym jeszcze się rozpisze. :)